niedziela, 4 maja 2014

Na pierwszej linii. Część 3 - pod znakiem Czerwonego Krzyża

Fragment brytyjskiej opaski Czerwonego Krzyża. Wyraźnie widoczna pieczątka "Army Medical Service".

17 września 1944 roku w rejonie holenderskiego Wolfheze i Renkum zaczęły lądować oddziały brytyjskiej 1. Dywizji Powietrznodesantowej. Ich celem były mosty w znajdującym się dziesięć kilometrów na wschód od stref lądowania Arnhem. W planie marszałka Montgomery’ego miały one stanowić wrota, którymi alianckie dywizje miały wedrzeć się w głąb III Rzeszy. Operacja nosiła kryptonim "Market-Garden". Na widok zbliżających się brytyjskich spadochroniarzy niemieccy saperzy wysadzili most kolejowy, natomiast do mostu drogowego w centrum Arnhem udało się dotrzeć  jedynie 2. batalionowi spadochronowemu płk. Johna Frosta. Ataki uzbrojonych wyłącznie w broń lekką spadochroniarzy nic nie dały i most pozostał w niemieckich rękach. Reszta brytyjskiej dywizji uwikłała się w ciężkie walki w Oosterbeek – małym miasteczku znajdującym się pomiędzy strefami lądowania i Arnhem. Sytuacja zamkniętych w kotle "Czerwonych Diabłów" z dnia na dzień stawała się coraz bardziej beznadziejna. Ostatecznie w nocy z 25 na 26 września niedobitki przeprawiły się na południowy brzeg Renu. Wśród tych, którym szczęśliwie udało się uciec z okrążenia darmo było szukać żołnierzy z opaskami czerwonego krzyża na ramionach.
            Wraz z 1. Dywizją Powietrznodesantową wylądowały trzy kompanie sanitarne – dwie spadochronowe – 16. Parachute Field Ambulance i 133. Parachute Field Ambulance, oraz jedna szybowcowa – 181. Airlanding Field Ambulance. Łącznie 401 ludzi. Poległo 17 z nich. Nie ewakuował się żaden.
            To nie tylko kwestia poświęcenia oficerów, podoficerów i szeregowych Royal Army Medical Corps. Taką postawę narzucały międzynarodowe regulacje; już w Artykule 1 „Konwencji Genewskiej o polepszeniu losu chorych i rannych w armiach czynnych” z 27 lipca 1929 r. czytamy:
Wojskowe i inne osoby, przydzielone do armji oficjalnie, o ile zostaną ranne lub chore winny być uszanowane i znajdować opiekę we wszystkich okolicznościach; winny one być traktowane humanitarnie i pielęgnowane bez różnicy narodowości, przez tę ze stron walczących, w której mocy będą. Jednakże strona, zmuszona pozostawić chorych lub rannych przeciwnikowi, pozostawi wraz z nimi, o ile tylko okoliczności wojenne na to pozwolą, część swego personelu i materiału sanitarnego, aby przyczynić się do ich pielęgnowania.
Akty prawne znane powszechnie jako Konwencje Genewskie mówiły nie tylko o prawach rannych i personelu sanitarnego, lecz także ustanawiały obowiązki wojskowej służby zdrowia.
Pierwsza z konwencji („Konwencja o polepszeniu losu chorych i rannych w armiach czynnych”) została podpisana w 22 sierpnia 1864 roku z inicjatywy Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża (MCKC). Animatorem powołania komitetu był szwajcarski filantrop i finansista Henry Dunant. Dunant był świadkiem krwawej bitwy pomiędzy Armią Austro-Węgier a połączonymi wojskami włoskimi i francuskimi. Wstrząśnięty widokiem dziesiątek rannych pozostawionych samych sobie i dogorywających na polu bitwy znalazł poparcie dla swoich humanitarnych działań w osobach Gustave Moynier, gen. Giullaume Henri Dufour, dr. Louisa Appia, dr. Théodore Maunoir. Dzięki ich zaangażowaniu powstał Międzynarodowy Komitet Pomocy Rannym przemianowany następnie na MCKC. Kolejne akty z 6 lipca 1906 roku oraz 27 lipca 1929 roku były rozwinięciem wersji pierwotnej i zasadniczo nosiły ten sam tytuł. I to właśnie ten dokument obowiązywał w czasie II wojny światowej. Sygnatariuszami konwencji było 27 państw (niektóre z nich ratyfikowały dokument po wielu latach). Wśród nich zabrakło Związku Sowieckiego. Był to jeden z pretekstów dla Niemców dokonujących zbrodni wojennych na rannych i wziętych do niewoli radzieckich żołnierzach.
Już pierwsza wersja konwencji, ta z 1864 roku, usankcjonowała międzynarodowy znak wojskowej służby zdrowia. Stał się nim symbol czerwonego krzyża na tle koloru białego. Ciekawostką jest, że inspiracją twórców tego znaku nie był chrześcijański krzyż… lecz flaga Szwajcarii. Tekst konwencji z 1929 roku głosił: "Jako wyraz hołdu dla Szwajcarii, znak heraldyczny czerwonego krzyża na białem polu utworzony z odwróconych barw związkowych, zostaje przyjęty jako godło i znak wyróżniający wojskowej służby sanitarnej". W krajach arabskich wprowadzono znak czerwonego półksiężyca, zaś w Persji znak czerwonego lwa i słońca, które stały się ekwiwalentem symbolu czerwonego krzyża.
Symbole te przez lata wykorzystywane były przez wojskową służbę zdrowia. Opaski z czerwonym krzyżem nosił personel sanitarny, flagami oznaczano punkty opatrunkowe, czerwone krzyże malowano na ambulansach i samolotach sanitarnych. I tu króciutka dygresja. Otóż artykuł 21 omawianej konwencji wyraźnie podawał, iż opaska miała być noszona na ramieniu lewym, oraz że ma ona być ostemplowana „przez władzę wojskową”. Personel sanitarny miał mieć także wydane „dowody tożsamości pod postacią wzmianki w książeczce wojskowej lub w formie osobnego dokumentu”. Jeśli chodzi o najbardziej mnie interesujące Polskie Siły Zbrojne, to kwestia ta została uregulowana rozkazem L.dz.79/Zdr.1./44. opublikowanym w Dzienniku Rozkazów Naczelnego Wodza i Ministra Obrony Narodowej z dnia 6 marca 1944 roku.   
Personelowi sanitarnemu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie wydawano dokumenty identyfikacyjne wzoru brytyjskiego. Powyższa legitymacja należała do st.sierż. Teofila Gawrońskiego z Polskiej Armii na Wschodzie
Wojenne doświadczenia pokazały jednak, że symbol Czerwonego Krzyża nie zawsze jest respektowany. Warto przytoczyć kilka przykładów.
Choć planowane natarcie na Monte Cassino jeszcze nie ruszyło, do głównego punktu opatrunkowego w wąwozie „Inferno” rozwiniętego siłami  6. kompanii sanitarnej 5. Kresowej Dywizji Piechoty spływało coraz więcej rannych. Pacjentów segregowano, podawano leki, wymieniano opatrunki, a ci najciężej poszkodowaniu byli tu operowani. 6 i 7 maja roku niebezpiecznie blisko namiotów spadło kilka pocisków artyleryjskich. Nie wyrządziły jednak większych szkód i praca przebiegała raczej bez zakłóceń. Do czasu... Był 8 maja 1944 roku. Słoneczne popołudnie, 17.30. W rejonie punktu opatrunkowego zaczęły wybuchać wrogie pociski. W wyniku ostrzału zginęło 5 żołnierzy, a 17 zostało rannych. Polegli por. lek. Adam Graber z 48. Polowej Czołówki Chirurgicznej, ppor. lek. Wincenty Napora z 4. Pułku Artylerii Lekkiej, ks. kap. August Huczyński, kpr. Antoni Kozłowski, sanitariusz Emil Toczyłowski. Rozwieszone na namiotach duże płachty z czerwonym krzyżem były doskonale widoczne niemieckim obserwatorom artyleryjskim na stokach Monte Cairo…
Dwukrotnie celem ataku był także główny punkt opatrunkowy polskiej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej, który podczas operacji „Market-Garden” ulokowany był w szkole w Driel. Szkoła oczywiście oznakowana była flagami Czerwonego Krzyża. Pierwszy raz pociski spadły na GPO 23 września 1944 roku. Najbardziej tragiczny w skutkach był jednak ostrzał z dnia 25 września. W jego wyniku śmierć poniosło dwóch żołnierzy kompanii sanitarnej, a kilku odniosło rany. Był wśród nich dowódca spadochronowej kompanii sanitarnej por. lek. Janusz Moździerz.
Znane są też przypadki ataków na alianckie samoloty sanitarne ewakuujące rannych z frontu w Afryce Północnej. Jedna z maszyn D.H. 89 należąca do australijskiego No. 1 Air Ambulance Unit została nawet zestrzelona przez maszyny Luftwaffe.
Ataki na personel sanitarny nie zawsze były przejawem okrucieństwa i łamania międzynarodowych konwencji. Z pewnością niejednokrotnie w grę wchodziło zamieszanie podczas walki, trudności z ustaleniem celów dla artylerii, czy niedoskonałość sprzętu. Doświadczenia tego i innych konfliktów zbrojnych wymusiły jednak zmiany. Obecnie wskazuje się, że ratownik na polu walki w żaden sposób nie powinien na siebie zwracać uwagi. Zrezygnowano więc z opasek z czerwonym krzyżem, które, co tu ukrywać, sprawiają, że ratownik jest doskonałym celem dla strzelców wyborowych. Dziś jedyne, co  powinno wyróżniać go spośród innych żołnierzy, to plecak ze sprzętem medycznym oraz mała naszywka "MED" przyczepiona gdzieś na mundurze. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz