poniedziałek, 30 czerwca 2014

Łabiszyńskie łapiduchy

3/5 naszego zespołu sanitarnego. Fot. Hubert Wawer
O Łabiszynie słyszałem wiele. Same pozytywne rzeczy. Teraz mogłem przekonać się o tym osobiście.

Zeszłoroczne II Łabiszyńskie Spotkania z Historią wywarły olbrzymie wrażenie na rekonstruktorach. Wszyscy chcieli aby kolejna, III edycja, wypadła jeszcze lepiej. To było czuć. Już na etapie przygotowań wiadomym było, że mamy do czynienia z czymś jak dotąd chyba niespotykanym, jeśli idzie o polskie rekonstrukcje związane z działaniami w Europie Zachodniej. Swój udział zapowiedziało blisko 30 grup rekonstrukcji historycznej odtwarzających oddziały polskie, brytyjskie, amerykańskie i niemieckie…
   
W tym roku Łabiszyńskie Spotkania z Historią poświęcone były operacji „Market-Garden”. Na trzy czerwcowe dni mały Łabiszyn zamienił się w holenderskie miasteczko, a wszyscy, którzy go odwiedzili przenieśli się w czasie do września 1944 roku. W Łabiszynie odbyły się trzy rekonstrukcje. Wszystko zaczęło się w piątek 20 czerwca od inscenizacji  walk amerykańskiej 82. Dywizji Powietrznodesantowej i Dywizji Pancernej Gwardii w Nijmegen. W sobotę obejrzeć można było rekonstrukcję walk brytyjskich i polskich spadochroniarzy w kotle Oosterbeek. Niedziela upłynęła pod znakiem działań żołnierzy gen. Sosabowskiego pod Driel. W działaniach wzięła udział cała masa oryginalnego sprzętu jeżdżącego w tym trzy Half-tracki i dwa czołgi Sherman oraz replika niemieckiej Pantery. Relacji z rekonstrukcji znajdziecie wiele w Internecie. Chcę jedynie napisać o olbrzymim zaangażowaniu mieszkańców oraz lokalnych władz. Wystarczy wspomnieć, że właściciele sklepów ściągali reklamy i wywieszali stylizowane na lata 40. szyldy!

Podczas gdy koledzy z mojej rodzimej Grupy Rekonstrukcji Historycznej Breda wcielili się w żołnierzy pułku Grenadierów Gwardii Dywizji Pancernej Gwardii oraz 5. batalionu Duke of Cornwall’s Light Infantry brytyjskiej 43. Dywizji Piechoty „Wessex”, ja zaprezentowałem sylwetki lekarzy wojsk powietrznodesantowych – brytyjskiego anestezjologa oraz dowódcy zespołu sanitarnego polskiej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Razem z przyjaciółmi z kilku grup zorganizowaliśmy w sobotę dioramę przedstawiającą pracę zespołu chirurgicznego 181. Szybowcowej Kompanii Sanitarnej. Podczas wieczornej rekonstrukcji nasi „medical orderlies” wykazali się wielkim zaangażowaniem i poświęceniem. Dwa dwuosobowe patrole sanitarne uzbrojone w nosze i torby opatrunkowe wśród eksplozji i huku wystrzałów udzielały pierwszej pomocy rannym i transportowały ich do punktu opatrunkowego. Czekali tam na nich dwaj lekarze wspierani przez holenderską panią doktor (cała trójka ma wykształcenie medyczne), pielęgniarki oraz kapelanów – szkockiego i polskiego. W ciemnej bramie oświetlonej jedynie przez naftowe lampy opatrywano rany, zakładano szyny, ranni otrzymywali napoje i czekoladę. W powietrzu unosił się zapach spirytusu, palonej nafty, stęchlizny mundurów i deszczu. Udało się nawet zrekonstruować zabieg operacyjny w polowych warunkach. Wśród rannych udzielając sakramentów krzątali się księża. Klimat, który udało nam się stworzyć na dioramie zaskoczył mnie samego.

W niedzielę zaprezentowaliśmy działania zespołu sanitarnego 1. SBS. Po przyjęciu zasobników desantowych i przełamaniu niemieckiej obrony na zrzutowisku strzelcy zajęli pozycje w oczekiwaniu na kontratak. Tymczasem służba zdrowia zorganizowała punkt zbiórki rannych, wysyłając jeden patrol na linię w celu organizacji ewakuacji rannych.

Choć przed nami masa pracy i wciąż jest wiele rzeczy, które musimy dopracować, nasze działania spotkały się z dużym uznaniem kolegów rekonstruktorów i odwiedzających naszą dioramę widzów. Po rekonstrukcjach sanitariusze byli sterani. Nabiegali się i nanosili się chyba jak nikt inny! Jestem niesłychanie szczęśliwy, że ludzie na co dzień działający w kilku grupach rozrzuconych po całej Polsce dogadali się i stworzyli coś tak fajnego! Bardzo się cieszę też, że udało się nam pokazać kawał historii medycyny wojskowej. A może nawet udało się nam ją w jakiś sposób ożywić?

Zresztą zobaczcie sami: 

Nasi wspaniali kapelani: ojciec Stanisław z 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej oraz padre Arcadius z 7th bn. King's Own Scottish Borderers, 1st Airlanding Brigade, 1st Airborne Division.
 Autorem powyższych, niesamowitych zdjęć dokumentujących działania służby zdrowia podczas rekonstrukcji jest Łukasz Dyczkowski. Wielkie dzięki za dostrzeżenie naszej pracy, piękne fotografie i wyrażenie zgody na ich publikację na blogu! Więcej zdjęć Łukasza znajdziecie tutaj: https://www.facebook.com/pages/Tropiciel-Historii-Stowarzyszenie-niezale%C5%BCnych-fotoreporter%C3%B3w/613497822016056?fref=ts

I jeszcze parę zdjęć z niedzielnej rekonstrukcji z albumu ojca Stanisława: 
Podczas gdy dr Krzywicki nie bacząc na kule dwoił się i troił aby wszyscy ranni trafili do punktu zbiórki rannych...
... ksiądz dobrodziej dbał o potrzeby duchowe cierpiących.
Tymczasem plut. Miechowiecki nosił rannych na własnych barkach.
W żołnierzy 181. Airlanding Field Ambulance RAMC 1st Airborne Division oraz spadochronowej kompanii sanitarnej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej wcielili się:
Paweł Krzywicki – lekarz kardiolog z Wojskowego Instytutu Medycznego, SRH Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie
Aleksander Rutkiewicz – lekarz Szpital Wojewódzki w Bielsku-Białej, GRH „Breda”  
Hubert Wawer, SRH Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie    
Jakub Miechowiecki – GRH „Poland”
Piotr Jaroszewski – SRH „Tobie Ojczyzno”
Kamil Kowalczyk – Stowarzyszenie „Zachód 1944”

"Posługę duszpasterską" pełnili:
Arkadiusz Bojarun – kapelan King’s Own Scottish Borderers, Stowarzyszenie „Zachód 1944”
Stanisław Świerkowski – kapelan 1.SBS, SRH „Tobie Ojczyzno” 

Zespół sanitarny 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej w pełnym składzie. Od lewej strz. Piotr Jaroszewski, por. lek. Paweł Krzywicki - nasz chirurg, ppor. Aleksander Rutkiewicz - dowódca zespołu, st. strz. Hubert Wawer, plut. Jakub Miechowiecki. Fot. Robert Jaroszewski.


sobota, 14 czerwca 2014

70 lat temu w Normandii



Sanitariuszka WAAF P. Braudburn wypełnia dokumentację medyczną rannego brytyjskiego spadochroniarza na pokładzie samolotu należącego do jednego z dywizjonów Transport Command w drodze powrotnej do Anglii. Warto zwrócić uwagę na stelaże na nosze zainstalowane w kabinie transportowej. Źródło: Zbiory autora.
Był szary poranek 13 czerwca 1944 roku. Godzina 5:00. Trzy maszyny Douglas Dakota Mk.III należące do jednego z dywizjonów Transport Command – Dowództwa Transportowego Królewskich Sił Powietrznych (RAF) oderwały się od pasa startowego lotniska w południowej Anglii i obrały kurs na wybrzeże Francji. Na pokładzie każdej z nich znajdowała się sanitariuszka z Women’s Auxilliary Air Force (WAAF), czyli pomocniczej służby kobiet RAF. Około 7:00 samoloty wylądowały na lotnisku polowym przygotowanym przez buldożery Królewskich Saperów. Z oddali dobiegał huk wystrzałów, a na horyzoncie snuły się dymy pożarów. Jeszcze kilka dni temu teren ten zajęty był przez Niemców. Do pierwszej Dakoty załadowano lżej rannych. Do samolotu weszli o własnych siłach i mogli podróżować w pozycji siedzącej. Na pokładzie zajęła się nimi kapral Lydia Alford. Start odbył się bez problemu. Dwie kolejne maszyny miały podjąć ciężej rannych. Załadunek noszy przedłużał się jednak, a pułap chmur niebezpiecznie zaczął się obniżać. Wzmógł się też wiatr. Ostatecznie start odwołano. Edna Birbkbeck i Myra Roberts musiały na razie pozostać w strefie przyfrontowej. Na tle wybitnie męskiego, wojskowego towarzystwa dwie sanitariuszki w polowych mundurach RAF i z opaskami czerwonego krzyża na ramionach bardzo szybko zostały namierzone przez reporterów wojennych. Nazajutrz brytyjskie media, na czele z BBC, obiegła informacja o „pierwszych kobietach na normandzkiej ziemi”. Tymczasem do wybrzeża Anglii zbliżał się samolot z rannymi i opiekującą się nimi kpr. Alford. Byli to pierwsi poszkodowani w działaniach bojowych na froncie w Europie Zachodniej, którzy zostali ewakuowani drogą lotniczą przez RAF. Wtedy, siódmego dnia od rozpoczęcia operacji „Overlord” i sławnego dnia „D”, niemal dokładnie 70 lat temu, uruchomiona została największa machina medycznej ewakuacji lotniczej jaką do tamtej pory widział świat.
Chwila po wylądowaniu na lotnisku w Anglii pierwszej Dakoty ewakuującej rannych z frontu w Normandii. Szef służby zdrowia RAF air marshall sir Harold Whittingam i szef służby zdrowia Army Medical Services lt. general sir Alexander Hood rozmawiają z kapral Lydią Alford – sanitariuszką Women’s Auxillary Air Force.
Źródło: Articles & Extras from the MTE Journal, Medical Training Establishment & Depot RAF, 1946