sobota, 23 listopada 2013

Historyczno-medyczny Edynburg



Niewiele jest krajów, które tak mocno i tak pozytywnie jak Szkocja związane są z wojennymi losami Polaków. Na mapie Europy trudno też odnaleźć miasto, któremu polska medycyna zawdzięcza tyle co Edynburgowi.
Po klęsce kampanii wrześniowej Wojsko Polskie od nowa zorganizowało się pod wodzą gen. Sikorskiego we Francji. Jednak i ona uległa. Polscy żołnierze po raz kolejny w przeciągu roku musieli się ewakuować – tym razem na Wyspy Brytyjskie. Padło na Szkocję. Był rok 1940. Mimo, że deszczowa pogoda dawała się naszym we znaki, mimo, że krajobraz daleki był od swojskich pól Mazowsza i  zadrzewionych stoków Karpat, Szkocja stała się dla nich tymczasową ojczyzną. Szkoci przyjęli Polaków z otwartymi rękami. Nawiązały się pierwsze przyjaźnie, rozkwitały romanse, rodziły się dzieci, powstawały polsko-szkockie rodziny. W portach w Dundee i Rosyth cumowały polskie okręty. Niedaleko nich formowano polskie jednostki – 1. Dywizję Pancerną gen. Stanisława Maczka i 1. Samodzielną Brygadę Spadochronową pod dowództwem gen. Stanisława Sosabowskiego. W 1944 weszły one do działań bojowych na Kontynencie. Na front poszli także ich lekarze. Wielu z nich było absolwentami powstałego w 1941 roku Polskiego Wydziału Lekarskiego przy Uniwersytecie w Edynburgu. Uczelnia ta miała wyjątkowy charakter. W momencie, gdy Polska po raz kolejny zniknęła z mapy świata, w całkowicie obcym kraju na mocy przedwojennego polskiego prawa funkcjonował wydział lekarski. Miał on prawo nadawać tytuł lekarza i doktora medycyny.  Do 1949 mury tej uczelni opuściło 227 polskich lekarzy. Siedzibą PWL były przepiękne zabudowania Medical Buldings, których gospodarzem był Wydział Lekarski Uniwersytetu w Edynburgu. Kadrę stanowili przedwojenni polscy profesorowie, docenci i doktorzy. Dziekanem został prof. Antoni Jurasz – kierownik kliniki chirurgicznej w Poznaniu. Zapleczem klinicznym dla wydziału był przede wszystkim Szpital im. Ignacego Paderewskiego zlokalizowany przy Western General Hospital w Edynburgu. Studenci mieli tam zajęcia z chorób wewnętrznych, laryngologii, okulistyki i stomatologii. Reszta ćwiczeń odbywała się w siedzibie Wydziału Lekarskiego oraz Royal Infarmary of Edinburgh.
Dla historii polskiej anestezjologii Polski Wydział Lekarski jest miejscem szczególnym. To właśnie tam po raz pierwszy w dziejach polskiej medycyny anestezjologię zaczęto wykładać w ramach osobnego przedmiotu klinicznego. Zresztą Edynburg to także historia anestezjologii światowej. W 1832 roku dyplom lekarski University of Edinburgh Medical School uzyskał James Young Simpson pionier anestezjologii, który w 1847 wprowadził do kliniki chloroform. Wśród innych znanych absolwentów tej uczelni znajduję się także twórca Sherlocka Holmesa Arthur Conan Doyle, twórca zasad antyseptyki chirurg Joseph Lister, neurolog i anatom Charles Bell, od nazwiska którego pochodzi nazwa porażenia nerwu twarzowego, czy neurolog Samuel Wilson, który pierwszy opisał chorobę związaną z zaburzeniem gospodarką miedzią (choroba Wilsona). Do badaczy związanych z  Wydziałem Lekarskim Uniwersytetu w Edynburgu należy też sześć Nagród Nobla (pięć przyznano za odkrycia w medycynie, jedną w chemii). Długo by wymieniać. W Edynburgu po prostu czuć historyczno-medyczną atmosferę. Dodam jeszcze, że pięciu lekarzy Royal Army Medical Corps – absolwentów edynburskiego Uniwersytetu – otrzymało Victoria Cross – najwyższe odznaczenia Armii Brytyjskiej.     
Nie trudno rozpoznać tę dziewczynę. Bo kim może być owieczka z Royal Museum of Scotland jak nie Dolly - pierwszym sklonowanym ssakiem?Wyczyn dokonany w 1996 roku przez naukowców z należącego do Uniwersytetu w Edynburgu Roslin Institute był krokiem milowym w dziejach genetyki i medycyny. Z klonowaniem wiąże się wiele nadziei ale i obaw. 

W sierpniu byłem na stażu na oddziale ratunkowym St. John’s Hospital w Livingston 10 mil na zachód od Edynburga. A po nim przyszedł czas na stolicę Szkocji – już w ramach wakacji. Na trasie historycznych spacerów po tym jednym z najbardziej urokliwych europejskich miast nie mogło zabraknąć miejsc związanych z historią medycyny. 
Obowiązkowy punkt wycieczek po Edynburgu to przepiękna siedziba University of Edinburgh Medical School. Na jej dziedzińcu znajduje się pamiątkowa tablica poświęcona Polskiemu Wydziałowi Lekarskiemu. Funkcjonuje tu także Muzeum Anatomii. Niestety otwarte jest tylko raz w miesiącu. Mi się na szczęście udało. Świetną sprawą jest, że na budynkach należących do Uniwersytetu w Edynburgu znajdują się pamiątkowe tablice poświęcone wybitnym postaciom związanym z tą uczelnią. Przy bramie wejściowej na dziedziniec Medical Buldings znajdują się te przypominające o sir Jamesie Youngu Simpsonie, Josephie Listerze, Arturze Conan Doyle’u oraz Sophie Lousie Jex-Blake - lekarce walczącej o prawo dla kobiet do studiowania medycyny. 
Ze Szpitala im. Paderewskiego nie zostało niestety już nic. Podczas niedawnej rozbudowy Western General Hospital zabytkowy budynek został wyburzony. O tym, że kiedyś znajdował się tu polski szpital przypomina jedynie tablica zamontowana w holu oddanego do użytku w 2012 roku Royal Victoria Bulding mieszczącego oddziały geriatryczne.
Ćwiczenia w Szkocji: załadunek rannych do ambulansów przed Szpitalem im. Paderewskiego w Edynburgu. [Fot. Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego]
Bardzo lubię cmentarze. Każdy nagrobek to czyjaś historia. Czyjeś życie. Edynburg pełny jest pięknych zabytkowych cmentarzy. Znajdują się tu także dwa polskie cmentarze wojskowe. Leżą na nich polscy żołnierze, którzy zmarli w Szkocji podczas wojny oraz w okresie powojennym na emigracji. Wśród nagrobków na Corstorphine Hill Cemetery odnaleźć można grób doktora Zygmunta Kocaya, lekarza Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich.
Cmentarz Corstorphine Hill
Warto odwiedzić także Comely Bank Cementary, na którym znajdują się kwatery żołnierzy-ofiar I i II wojny
światowej. Podczas obu konfliktów Edynburg był ważnym ośrodkiem szpitalnym. W czasie „wielkiej wojny” na cmentarzu tym chowano pacjentów 2nd Scottish General Hospital, Edinburgh War Hospital oraz Leith War Hospital. Szpitale te obsługiwane były przez personel Royal Army Medical Corps oraz Queen Alexandra’s Imperial Military Nursing Service. Łącznie leży tu 225 żołnierzy różnych narodowości. Wśród nich znajdują się ofiary grypy „hiszpanki”. W latach 1918-19 jej pandemia pochłonęła co najmniej 50 milionów istnień ludzkich na całym świecie. Jeśli zaś chodzi o ofiary II wojny światowej, to na cmentarzu spoczywa 76 żołnierzy, w tym dziewczyny z ATS.
Ciekawostką jest, że w Wielkiej Brytanii zaciąg do poszczególnych regimentów z grubsza oparty był na rejonizacji, w przeciwieństwie do Polski, gdzie czymś powszechnym było i jest, że żołnierz np. z Rzeszowa trafiał do jednostki w Poznaniu. Stąd przechadzając się po szkockich cmentarzach i cmentarzykach łatwo możemy "po nagrobkach" dojść jaki pułk znajdował się w pobliżu danej miejscowości. Groby żołnierzy (najczęściej z okresu I wojny światowej) oraz tablice pamiątkowe z wyrytymi nazwiskami poległych przypominają jak wielkie piętno na lokalnych społecznościach wywarły wojny .

Na cmentarzu Comely Bank znajdują się mogiły żołnierzy poległych podczas I i II wojny światowej oraz pandemii grypy hiszpanki. Obok siebie spoczywają żołnierze szkoccy, nowozelandzcy, australijscy oraz dziewczyny z Auxillary Territorial Services. 


Niegdyś szpital wojenny znajdował się także na edynburskim zamku. Dziś znajduje się tam National War Museum. I tam można trafić na eksponaty związane z medycyną wojenną. Obok narzędzi do zabijania, często w bardzo drastyczny sposób, prezentowane są narzędzia chirurgiczne, służące do ratowana życia…  

Wisienką na torcie wędrówki śladami historii medycyny po Edynburgu była wizyta w siedzibie Royal College Surgeons of Edinburgh czyli Surgeon’s Hall. W muzeum chirurgii prezentowane są m.in. niesłychanie ciekawe preparaty anatomiczne różnego rodzaju obrażeń wojennych: od ran postrzałowych jelit, płuc i kości, poprzez złamania twarzoczaszki, „stopy okopowej” amerykańskiego żołnierza z czasów II wojny światowej, skończywszy na płucach poległych w wyniku ataku gazowego na frontach I wojny światowej. Naocznie przekonać się mogłem czym różnią się obrażenia zadane kulą z karabinu z początku XIX wieku od tych, wyrządzonych przez „pociski szybkie” niemieckich Mauserów. Niezwykła jest też kolekcja instrumentów chirurgicznych pochodzących z różnych czasów: wojen napoleońskich, wojny krymskiej, wojen burskich oraz konfliktów XX wieku. Zdjęć z Surgeon’s Hall nie prezentuję, niech każdy zobaczy sam!

A co do praktyk w St. John’s Hospital, to nigdy ich nie zapomnę. Nie chodzi tylko o walory, powiedzmy, edukacyjno-kliniczne, ale o to, jak mnie przyjęto. Osobiście mogłem doświadczyć tego (no, może z wyjątkiem tych "pustych szklanek") o czym pisał sławny kmdr. Eugeniusz Pławski dowódca ORP „Piorun”:
Restauracja rzęsiście oświetlona kandelabrami i lampionami ogromnie przypadła mi do gustu. Sucha i wysoka kelnerka-Szkotka przyjęła zamówienie i zapytała jakie chcę wino. Zupełnie bez zastanowienia powiedziałem że Beaujolais 23, na co kelnerka odeszła. I okazało się, że znalazło się żądane wino, a kolacja bez przesady była zupełnie przedwojenna. Z poczuciem prawdziwej rozkoszy powstałem od stołu i skierowałem się do pokoju bilardowego. Czułem się wyśmienicie i byłem pełen energii i ambicji rozbicia każdego przeciwnika na zielonym suknie. Na Sali zauważyłem dwa stoły, dookoła których krążyli cywile i wojskowi, jedni w spodniach, inni w kraciastych spódnicach. Dookoła na pólkach i stoliczkach stały dziesiątki pustych szklanek, a każdy z grających trzymał w ręku swego drinka, a w drugiej kij bilardowy. Kibice trzymali szklanki i fajki. Nie zdążyłem rozgościć się na kanapce, gdy zostałem otoczony przez kilku spośród obecnych. Posypały się pytania z jakiej jestem Navy, co robię w Glasgow, itp. Po kilku minutach byłem już przedstawiony wszystkim obecnym, a każdy na wyścigi proponował mi drinka. O grze w bilard nie było oczywiście mowy. Gdy po dwóch godzinach mocno podniecone towarzystwo zaczęło rozchodzić się po domach, miałem pełną kieszeń adresów, numerów telefonów i zaproszeń na obiady i „party”. Jeden z obecnych panów wręczył mi wizytówkę, na której napisał „ważne  dla dwóch osób”. Było to darmowe wejście do wszystkich kinoteatrów firmy „Odeon” w Glasgow i Edinbourghu na czas trwania wojny (for the duration). Tego wieczoru pokochałem Szkotów. Nie mają w sobie nic a nic z tego angielskiego „reserve” (dystansu). Są bezpośredni, zawierają przyjaźń „od pierwszego wejrzenia”. Są pełni dobrego humor, a te przysłowiowe szkockie skąpstwo pozostawmy bez reszty Anglikom. Państwo Carmichael w Greenock nie byli wyjątkowymi Szkotami, jak mi się wydawało na początku. Nie dziwię się też, że tak wielka ilość Polaków pojęła Szkotki za żony.* Ja też się nie dziwię:)  
* E. Pławski: "Fala za falą... Wspomnienia dowódcy ORP "Piorun". Wydawnictwo Finna, Gdańsk  
Ostatni dyżur skończyłem o 01:30 30 sierpnia.