wtorek, 19 maja 2015

Chirurg spod Monte Cassino



Grudzień 1958 r.
Do chorzowskiego Szpitala Miejskiego nr 3 im. dr. A. Mielęckiego zgłasza się poszkodowany w wypadku górnik z kopalni „Barbara-Wyzwolenie”. Rana nie jest świeża – minęły już dwa tygodnie od feralnego zdarzenia. Choć lekarz wcześniej zaopatrzył zranienie, z dnia na dzień jest coraz gorzej. Przedramię puchnie i piekielnie boli. Po wykonaniu zdjęcia rentgenowskiego, okazuje się, że w tkankach miękkich prawej kończyny górnej znajduje się odłamek. Pacjent zostaje przyjęty na Odział Chirurgiczny. Trzeba operować jeszcze tego samego dnia.
Nazajutrz rano na salę chorych wchodzi gromadka ubranych w białe kitle osób – lekarzy, pielęgniarek. Codzienny obchód – krótka rozmowa z pacjentami, przegląd kart gorączkowych… Jednak w całym tym, zdawać by się mogło, zwyczajowym rytuale, jest coś szczególnego. Szczególnego tak, jak szczególnym jest ordynator „chirurgii” prowadzący obchód. To doktor Zbigniew Sałaciński. – weteran II wojny światowej, lekarz 2. Warszawskiej Brygady Pancernej, odznaczony Krzyżem Walecznych uczestnik bitwy o Monte Cassino. O jego wojennej przeszłości młody pacjent nie wie jednak nic.
Dr Zbigniew Sałaciński przy stole operacyjnym. Chorzów, lata 50.

1947 r.  
13 czerwca 1947 roku Zbigniew Sałaciński wraca z Anglii. Tego samego dnia rejestruje się w Punkcie Przyjęcia gdańskiego portu. Następnie wyrusza koleją do Mikołowa, do domu. Chce jak najszybciej rozpocząć pracę w chorzowskim szpitalu, gdzie pracował przed wybuchem wojny.
Już 24 czerwca 1947 roku wystawione zostaje zaświadczenie następującej treści: Na podstawie znajdującej się w tutejszym Szpitalu ewidencji zatrudnionych pracowników zaświadczamy, że Obyw. Dr Sałaciński Zbigniew, ur. 19.V.1905 r był zatrudniony w Szpitalu Spółki Brackiej w Chorzowie od dnia 1.X.1935 r. w charakterze lekarza ordynatora Oddziału Chirurgicznego. Według zeznania Obyw. Dr Nowaka Ignacego, ordynatora Oddziału ginekologiczno-położniczego Szpitala Ubezpieczalni Społecznej w Chorzowie wyżej wymieniony był zmobilizowany w dniu 31.VIII.1939 do Wojska Polskiego.
Niedługo później na kartce papieru, pewnie na potrzeby administracji państwowej, Sałaciński własnoręcznie pisze swój życiorys: Urodziłem się 19.5.1905 w Kwiliczu pow Międzychód woj. Poznań z ojca Stanisława i matki Heleny z d. Szulc. W 1925 r. ukończyłem Gim. Klasyczne im Dr. K. Marcinkowskiego w Poznaniu. W tymże roku rozpocząłem naukę na Wydziale Lek. U. P. [Uniwersytetu w Poznaniu]. W roku 1932/33 odbyłem czynną służbę wojskową w Szkole Podch. Rez. Art. [Szkole Podchorążych Rezerwy Artylerii] w Włodzimierzu Wołyńskim. W roku 1934 otrzymałem dyplom lekarza. Odbyłem praktykę lekarską w Szpitalu Miejskim w Poznaniu i w Szpitalu Miejskim Św. Trójcy w Kaliszu. Od roku 1935 do 31.8.39 pełniłem obowiązki ordynatora Oddz. Chir. Szpitala Spółki Brackiej w Chorzowie. W dalszej kolejności pisze doktor Sałaciński o przedostaniu się do Francji w roku 1940, służbie na terenie Iraku, Palestyny i Egiptu, a także o tym, że po wylądowaniu we Włoszech [był] komendantem Czołówki Chirurgicznej. Hasła „II Korpus Polski”, „Gen. Anders” ani „Monte Cassino” nie padają. 
Hildegarda i Zbigniew Sałacińscy, koniec lat 30.

17 grudnia 1941 r.
Kochany Zbysiu!
Z utęsknieniem czekam na odpowiedź. Mam nadzieję, że nadal jesteś zdrów i dobrze się tobie powodzi. Z okazji Świąt najlepsze życzenia i wielu błogosławieństwa Bożego w Nowym Roku! Tęsknie i kocham nadal.
Twoja Hilda.
Zbigniew przebywa na terenie Wysp Brytyjskich ale Hildegarda Sałacińska wysyła list na umówiony adres w Lisbonie. Bezpośredni kontakt nie wchodzi w grę. Niemcy nie mogą dowiedzieć się, że jej mąż jest oficerem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Gdyby to wyszło na jaw, niechybnie spotkałaby się z represjami.
W tym czasie Hilda jest pomocą stomatologiczną w niemieckim gabinecie w Bielsku. Choć z wykształcenia jest dentystką, okupacyjne władze nie pozwalają jej konturować przedwojennej praktyki lekarskiej.
Adres zwrotny: Bielitz, Hermn Göring nr 4. Na karcie widoczny okrągły stempel – Reichsadler i napis „Oberkommando der Wehrmacht”. 


8 maja 1944 r.
Jest 17:30 8 maja 1944 roku. Obok namiotów rozwiniętego w wąwozie „Infero” głównego punktu opatrunkowego 6. kompanii sanitarnej 5. Kresowej Dywizji Piechoty zaczynają wybuchać artyleryjskie pociski. Choć niemieccy obserwatorzy, którzy ulokowali się na stokach górującego nad okolicą Monte Cairo mają doskonały wgląd w to, co dzieje się na dnie wąwozu i widzą znaki Czerwonego Krzyża, kładą ogień właśnie na okolicę polskiego punktu opatrunkowego. Poprzez wąwóz biegnie najkrótsza droga z Venafro w kierunku linii frontu, która teraz przebiega po stokach wzgórz Monte Cassino. Płynie tędy amunicja, paliwo i cała reszta zaopatrzenia dla jednostek na pierwszej linii. Wąwozem maszerują, a w gruncie rzeczy przemykają pododdziały II Korpusu Polskiego zmierzające na front. Z drugiej zaś strony „Inferno” jest też głównym szlakiem ewakuacyjnym dla rannych w polskim natarciu. Stąd w wąwozie rozwija się GPO – punkt opatrunkowy, w którym pacjenci w najcięższym stanie mają przechodzić pierwsze, ratujące życie zabiegi. Dlatego 6. kompania sanitarna została wzmocniona dwiema polowymi czołówkami chirurgicznymi i polową czołówka transfuzyjną.
Gdy padają niemieckie pociski na punkcie opatrunkowym trwa „normalna” praca – przywożeni są ranni, trwa segregacja, opatrywane są rany, trwają operacje. Nikt nie spodziewa się ataku. Wynik ostrzału jest tragiczny. Na miejscu ginie dwóch żołnierzy: por. lek. Adam Graber – chirurg, dowódca 48. Polowej Czołówki Chirurgicznej, i ksiądz kapelan August Huczyński. Podczas ewakuacji umiera ppor. lek. Wincenty Napora oraz sanitariusze: kpr. Wincenty Giruć i szer. Emil Toczyłowski. Siedemnastu Polaków jest rannych. Sprzęt obu czołówek chirurgicznych jest zdewastowany. Dowódca 47. Polowej Czołówki Chirurgicznej dr Marek Mozes jest ranny. Czołówki chirurgiczne zostają wyłączone z akcji.
Gdy kurz opada, a ranni zostają odwiezieni na tyły, szybko zapada decyzja o wznowieniu pracy głównego punktu opatrunkowego w „Inferno Track”. Zostaje on jednak przesunięty w górę wąwozu. Flagi z czerwonym krzyżem zastępują siatki maskujące. Na miejsce polskich czołówek przychodzi brytyjski 25th Field Surgical Unit w składzie mjr A.T.C. Latchmore (chirurg) i mjr J.H. Wills (anestezjolog). Z 2. Warszawskiej Brygady Pancernej zostaje zaś oddelegowany do pracy w „Inferno” chorzowski chirurg por. Zbigniew Sałaciński. Operuje rannych podczas pierwszego i drugiego natarcia na Monte Cassino. Są ich dziesiątki. Płyną nieprzerwanym strumieniem. A potem jest Piedimonte, Ankona, Bolonia – szlak II Korpusu Polskiego. Za Monte Cassino dostaje Krzyż Walecznych.
Dr Sałaciński przybywa na teren Bliskiego Wschodu z Wielkiej Brytanii w 1943 roku jako uzupełnienie dla II Korpusu Polskiego (ogółem w dwóch rejsach do korpusu gen. Andersa przybywa blisko pięćdziesięciu lekarzy). Wcześniej pracuje w Taymouth Castle w Szkocji w polskim Szpitalu Wojennym nr 1.
Namioty czołówki chirurgicznej rozwinięte podczas bitwy o Piedimonte. Dr Zbigniew Sałaciński drugi od prawej.
Włochy, maj 1944 r.
Lekarze Szpitala Wojennego nr 1. Dr Sałaciński drugi od lewej.  Taymouth Castle, Szkocja, 1941 r.

Niedawno
Gdy napisałem biografię dr. Bolesława Rutkowskiego (także lekarza II Korpusu Polskiego, który po wojnie był jednym z pierwszych polskich anestezjologów) rozdałem po egzemplarzu przyjaciołom i rodzinie. Jest tam wzmianka i o Sałacińskim.
Dzwoni mój dziadek:
- Nie wiedziałem, że dr Sałaciński, u którego leżałem po wypadku w kopalni, walczył pod Monte Cassino.
Teraz już wie.

Marzec 2015
Doktor Dorota Sałacińska jest anestezjologiem w Szpitalu Specjalistycznym nr 2 w Bytomiu. Jej tata, dr Zbigniew Sałaciński zmarł w 1977 roku.  Postać dr. Sałacińskiego była na tyle ważna w historii śląskiej chirurgii, że jego biografia znalazła się wśród 105 biogramów wybitnych zmarłych polskich chirurgów zaprezentowanych w formie plakatowej podczas 50. Jubileuszowego Zjazdu Chirurgów Polskich, który odbył się w Krakowie w 1980 roku. Nie dokonał przełomowych odkryć. Nie został profesorem. Nie uczą o nim studentów medycyny. Ale pracował – tak normalnie. Codziennie. Kierował ważnym swego czasu ośrodkiem chirurgicznym na Śląsku. Ważnym także dla dziadka Antka.
Z panią doktor Sałacińską znamy się już trochę. I dzwoni do mnie dr Sałacińska w marcu i mówi, że chce przekazać mi mundur po Ojcu i inne pamiątki…
Żołnierze 2. Warszawskiej Brygady Pancernej w rzymskim Koloseum. Dr Sałaciński drugi od prawej.

Na koniec sięgam do niezastąpionej (jak zawsze) książki Majewskiego „Wojna, Ludzie i Medycyna”:   
Strona 158: Inne wykłady były raczej formalnością, a o ich poziomie niech świadczy fakt, że porucznik Wołyncewicz wykładał chirurgię. Plótł przy tym takie banialuki, że Zbyszek Sałaciński na głos ryczał ze śmiechu [to o początkach kształcenia medyczno-wojskowego w polskim wojsku na terenie Wielkiej Brytanii].
Strona 445: […] część chirurgów, interesująca się prawdziwym postępem wiedzy, przyswajała sobie nowoczesne zasady leczenia. Należeli do nich: major doktor Adam Jakubowski z 5 CCS, major doktor Czesław Maciejewski z 2 Szpitala Wojennego, kapitan doktor Donat Massalski z 3 CCS oraz kapitan doktor Zbigniew Salaciński.
Strona 513: Zbliżały się święta Bożego Narodzenia [1946 r.]. […] Wigilia, po zakończeniu części oficjalnej w kasynie szpitalnym, miała się oczywiście odbyć w celi majora [Czesława Maciejewskiego]. Byliśmy tam w kilku – Sałata czyli Zbyszek Sałaciński, kapitan Śmierzchalski, ja, no i ten Dehring, Dziwna to była Wigilia. Smutna. Nie wiedzieliśmy, co ze sobą dalej robić. Zostać na emigracji, czy wracać do kraju. Czekano na wiadomości. Ja ciągle nic nie wiedziałem o swoich poza tym, co mi opowiedział brat stryjeczny. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy i popijali. Gdy zabrakło napojów, to Sałata się buntował. Mimo protestów Maciejewskiego dawał nura pod łóżko i wyławiał nową, zmagazynowaną w kącie przez Macieja butelkę Whisky.



piątek, 1 maja 2015

Londyński Blitz i chore nerki



Londyn 1941
Latem 1940 roku w Europie opór III Rzeszy stawiała już tylko Wielka Brytania. Niemieckie dowództwo doskonale zdawało sobie sprawę, że inwazja Wysp Brytyjskich, czyli operacja „Seelöwe” (Lew Morski), nie zakończy się sukcesem bez wcześniejszego zniszczenia Królewskich Sił Powietrznych. Niezwykle intensywne walki lotnicze, które rozgorzały nad południową Anglią i nad English Channell przeszły do historii jako Bitwa o Anglię.
Pierwszy cios Luftwaffe wymierzony był w lotniska, stacje radarowe, ośrodki przemysłu lotniczego. Albion bronił się resztkami sił. Przy wydatnej pomocy lotników z innych krajów – Kanadyjczyków, Polaków, Australijczyków, Czechów, Francuzów – RAF dał radę. Never was so much owed by so many to so few – miał w tamtych dniach rzec Winston Churchill.  

Początek września przyniósł zmianę niemieckiej strategii. Ciężar nalotów Luftwaffe został przeniesiony na brytyjskie miasta. Mawiają, że wszystko zaczęło się od omyłkowego zbombardowania Londynu pod koniec sierpnia (historycy spierają się ile rzeczywiście było w tym przypadku). Churchill zadecydował o nalotach odwetowych na Berlin. Po pierwszym ataku Führer wpadł w szał i bredząc coś o tym, że jeśli RAF zrzuci trzy tysiące kilogramów bomb, to oni zrzucą trzysta tysięcy, kazał zaatakować brytyjskie miasta.
Wydaje się jednak, że zmiana celów była spowodowana niemożnością wywalczenia przez Luftwaffe przewagi powietrznej. Bombardowanie cywilnych ośrodków miało podłamać i tak nadwątlone brytyjskie morale. Okres ciężkich nalotów na miasta został zapamiętany jako Blitz. Wyprawy bombowe organizowano przede wszystkim w nocy. Od  września 1940 roku do maja 1941 Londyn atakowany był aż 71 razy, Liverpool, Birmingham i Plymouth – 8, Bristol – 6, Glasgow – 5. Celem nalotów były też m.in. Coventry, Southampton, Manchester, Portsmouth. Szacuje się, że w tym czasie pod gruzami, w pożarach, od odłamków bomb i w wyniku urazów ciśnieniowych zginęło ponad 40 tysięcy ludzi, zaś rany odniosło przeszło 100 tysięcy.


***

Późną jesienią 1940 roku trwały naloty na angielskie miasta. Do jednego z londyńskich szpitali przywieziono siedemnastoletnią dziewczynę wyciągniętą z ruin zbombardowanego budynku. Pod gruzami uwięziona była przez dziewięć godzin. Jej wydobycie było trudne, bowiem ciężki kawał betonu przygniótł jej lewą nogę.
Przy przyjęciu do szpitala jej stan był ciężki: ciśnienie krwi wynosiło 88/70 mmHg, stwierdzono liczne otarcia naskórka, pacjentka była mocno poobijana. Najgorzej prezentowała się jej noga, która była opuchnięta, a czucie i ruchy były upośledzone. Reszta kończyn zdawała się nie być aż w tak złym stanie. Choć podane dożylnie płyny polepszyły stan pacjentki, następnego dnia rano stwierdzono niestety progresję zmian niedokrwiennych kończyny. Na skórze pojawiły się pęcherze, noga była zimna, niebiesko-sina, bez czucia, utrzymywało się porażenie. Chirurdzy zdecydowali o amputacji.
Pomimo zastosowanego leczenia stan dziewczyny pogarszał się. Stawała się na zmianę apatyczna i pobudzona, ilość produkowanego przez jej nerki moczu systematycznie malała. Pojawiła się oliguria czyli skąpomocz. W siódmej dobie hospitalizacji pacjentka zmarła wśród objawów niewydolności nerek.
Pacjentów takich jak ona przybywało. Łączyło ich jedno – byli wyciągnięci spod gruzów. Dr E.G.L. Baywaters, który leczył wielu z nich (także tę siedemnastolatkę) zauważył jeszcze coś: mocz pacjentów miał ciemny, krwisty kolor. Umierali po kilku dniach obrzęknięci, wymiotując i nie sikając. Badania laboratoryjne potwierdziły, że jedną z przyczyn zgonu była niewydolność nerek (mierzonym parametrem było m.in. stężenie mocznika we krwi), zaś badania patomorfologiczne nerek wykazały rozlane uszkodzenia kanalików nerkowych.
22 marca 1941 roku na łamach jednego z najbardziej poczytnych czasopism medycznych „British Medical Journal” ukazał się artykuł Baywatersa i Bealla pt. Crush Injury with Impairment of Renal Function, co przetłumaczyć należy jako Uraz zmiażdżeniowy z towarzyszącym pogorszeniem funkcji nerek. Opisali w nim cztery przypadki młodych ludzi (17, 45, 34, 16 lat) uwięzionych w ruinach budynków, którzy zmarli z powodu niewydolności nerek. W tym samym numerze większy zespół klinicystów i naukowców opisał kolejny taki przypadek, który dotyczył 20-letniego mężczyzny.
W prasie medycznej zaczęło się pojawiać coraz więcej opisów podobnych przypadków, rozpoczęto także szczegółowe badania na temat patofizjologii „zespołu zmiażdżenia”. Szybko zrozumiano związek pomiędzy uszkodzeniem dużych grup mięśniowych a niewydolnością nerek.
Kolejne liczne prace naukowe na ten temat pojawiły się po wielkich klęskach żywiołowych, szczególnie trzęsieniach ziemi.  
Ofiara niemieckich nalotów. Czy rozwinie się u niej zespół zmiażdżenia?

***

Czynnikiem prowadzącym do uszkodzenia nerek obserwowanego podczas niemieckich nalotów był uraz dużych mas mięśniowych. Stłuczenie lub przygniecenie tułowia i kończyn może doprowadzać do rabdomiolizy – uszkodzenia tkanki mięśniowej. Z rozbitych komórek poprzecznie prążkowanych uwalniana jest mioglobina – białko, którego zadaniem jest magazynowanie w mięśniach tlenu (to taka spiżarnia na wypadek konieczności wzmożonego wysiłku). Drogą naczyń krwionośnych mioglobina dociera do nerek niszcząc kanaliki nerkowe. Ciemny mocz obserwowany przez Baywatersa, to właśnie efekt mioglobiny. W przypadku przygniecenia uszkodzeniu ulegają też naczynia krwionośne w kończynie. Poprzez ich nieszczelną ścianę do przestrzeni pozanaczyniowej ucieka woda. Nasila się obrzęk, co wtórnie pogłębia niedokrwienie – w kończynach rozwija się zespół ciasnoty przestrzeni powięziowych. Utrata wody prowadzi do wstrząsu hipowolemicznego, przez co spada przepływ krwi przez nerki. Nerki przestają pracować, nie filtrują już toksyn będących wynikiem fizjologicznej przemiany materii. Dochodzi do oligurii, a w przypadku nadmiaru podawanych płynów do uogólnionych obrzęków. Z mięśni uwalniany jest też potas. Fizjologicznie jest on wydalany przez nerki. W tym wypadku kumuluje się w organizmie. Hiperpotasemia niechybnie prowadzi do zaburzeń rytmu serca, a w efekcie do zatrzymania krążenia.
Co ciekawe do rabdomiolizy może prowadzić także nadmierny wysiłek fizyczny. Uszkodzenie nerek i mocz koloru popłuczyn mięsnych obserwuje się więc czasem u sportowców, czy żołnierzy poddawanych intensywnym ćwiczeniom.   
W Polsce jeszcze niedawno, 20-30 lat temu, pacjenci z pełnoobjawowym zespołem zmiażdżenia umierali. Dziś powszechnie dysponujemy aparatami do terapii nerkozastępczej – „sztucznymi nerkami” – pozwalającymi na eliminację wody, części toksyn i metabolitów. Podstawą leczenia jest też chirurgiczne zaopatrzenie obrażeń mięśni z ewentualnym odbarczeniem obrzęku, wyrównywanie zaburzeń elektrolitowych, adekwatna płynoterapia oraz alkalizacja moczu.  
Po kilku godzinach od przyjęcia do szpitala i po zacewnikowaniu pacjentów oczom dr. Baywatersa ukazał się podobny obraz - mocz ludzi wyciągniętych z gruzowiska stawał się ciemny, czerwony, podobny do mięsnych popłuczyn (zwróćcie uwagę na worek na mocz wiszący pod łóżkiem). U tego pacjenta hospitalizowanego w Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala w Cieszynie ostra niewydolność nerek z mioglobinurią rozwinęła się właśnie w przebiegu rabdomiolizy, czyli uszkodzenia poprzecznie prążkowanej tkanki mięśniowej. Dziś takich pacjentów ratować możemy dzięki ciągłej terapii nerkozastępczej prowadzonej przy użyciu aparatów takich jak ten, widoczny po lewej. 

***

Baywaters jako pierwszy użył nazwy „zespół zmiażdżenia”. Jego zespołowi zawdzięczamy też pierwsze bardzo dokładne i nadal aktualne opisy mechanizmów prowadzących do niewydolności nerek u pacjentów wyciąganych spod gruzów. Nie był on jednak pierwszym, co sam napisał w swym artykule, który objawy niewydolności nerek zauważył. Już w podręcznikach chirurgii wojennej z okresu I wojny światowej niemieccy lekarze donosili o uszkodzeniu nerek towarzyszącemu uszkodzeniu mięśni.  

I jeszcze na koniec: w tym roku mija 75 lat od Bitwy o Anglię i Londyńskiego Blitzu.