wtorek, 28 stycznia 2014

Polskie ogiery

Ujmę to najkrócej jak potrafię: piękne okoliczności (szkockiej) przyrody sprzyjały kontaktom damsko-męskim. Szkoci gdzieś daleko w wojsku, za to opodal pełnego samotnych dziewcząt Lanarka czy innego Glasgowa - polskie obozy wojskowe. Czy było to na rękę męskiej części Highlandu i Lowlandu – szczerze wątpię. Mniejsza z tym. W każdym bądź razie miłość kwitła. Sposoby nawiązywania bliższych relacji były przeróżne, czasem dość osobliwe. Ważne, że były skuteczne. Jednak najlepiej o tym opowie uczestnik tamtych wiekopomnych wydarzeń lekarz 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej por. Stanisław Leszczyński: Następowało szybkie zbliżenie między <<panienkami>> w służbie a żołnierzami [mowa o Brytyjkach z wojskowej pomocniczej służby kobiet] (…) To była jakaś wielka akcja zbratania! Fakt pikantny! Zarówno zmobilizowane dziewczęta jak i żołnierze przy żołdzie (ration) otrzymywali co dziesięć dni przydział środków ochronnych. Jakoś się tym nikt nie gorszył! Szczególnie bliskie kontakty – zresztą krótkotrwałe, były między spadochroniarzami a dziewczętami, które składały spadochrony. Po każdym ćwiczeniu spadochrony były zabierane i odwożone do specjalnego oddziału ATS. Tu szły do suszarnii – a potem były składane w sposób ułatwiający później rozwijanie się przy wyskoku. Dziewczyna, która to robiła, przywiązywała do spadochronu swój numer. Potrzebne to było do kontroli – gdy zdarzał się wypadek spadochronu. Mobilizowało to dziewczyny do większej dokładności w pracy. Skoczkowie o tym wiedzieli. Po wyskoku sprawdzali numer swej <<wybawicielki>> i odnajdywali je. Jakże łatwy był wtedy kontakt. Również prosta forma <<You>> pomaga w zbliżeniu. Znam ich wiele choć sam zawsze byłem nieśmiały" [1]. Uroczo. 
Jednak nie zawsze było tak „lovely”. W Wielkiej Brytanii poziom higieny, a przede wszystkim świadomości był wysoki. Co innego we Włoszech, gdzie działał II Korpus Polski gen. Andersa (II KP). Zgoła inna była też motywacja podejmowania przygodnych kontaktów seksualnych. Znajomości z alianckimi żołnierzami niejednokrotnie były dla włoskich kobiet sposobem na przeżycie. Ppor. lek. Adam Majewski z 3. Dywizji Strzelców Karpackich pisał: Oficerowie i żołnierze, którzy jeździli po zaopatrzenie i amunicję, przywozili różne wiadomości dotyczące zwyczajów w tym kraju oraz stosunku mieszkańców do wojsk alianckich i odwrotnie. Wśród cywilnej ludności panowała nędza. Kraj był tak zniszczony, że normalnie biedne południowe Włochy przymierały głodem. W związku z tym panowały wśród ludności różne choroby oraz demoralizacja. (…) Za puszkę beefu, to jest konserwy mięsnej najmniej lubianej przez żołnierzy spośród konserw, jakie nam wydawano, można było wszystko od Włochów uzyskać" [2]. Kobiety włoskie świadczyły usługi seksualne czasem nawet za parę papierosów. 
Znaczna część prostytuujących się kobiet była nosicielkami chorób wenerycznych. Według szacunków władz służby zdrowia II KP ryzyko zakażenia przy stosunku seksualnym wynosiła aż 80%. Na terenie Włoch głównym źródłem zakażeń był Neapol oraz Rzym. Historyk Mathew Parker w swoim opracowaniu dotyczącym bitwy o Monte Cassino tak pisał o ówczesnym Neapolu: W raporcie aliantów z kwietnia szacuje się, że ze 150 tysięcy kobiet w wieku prokreacyjnym 42 tysiące zajmowały się prostytucją. Dla większości z nich jedynym innym wyjściem była śmierć z głodu (...) do Bożego Narodzenia [1943 roku] w mieście wybuchła epidemia rzeżączki – kilkaset przypadków tygodniowo" [3]. Odbiło się to na wskaźnikach zachorowalności w polskich (i nie tylko!) jednostkach. W ciągu trzech pierwszych miesięcy pobytu we Włoszech straty spowodowane chorobami przenoszonymi drogą płciową w II KP przekraczały straty bojowe. Rekordowym pod tym względem był wrzesień 1944 roku kiedy to z powodu chorób przenoszonych drogą płciową leczono 1% stanów oddziałów. Ilość nowych zakażeń w II KP była dwa razy większa niż w sąsiednich korpusach brytyjskich, a w pewnym okresie Polacy stanowili blisko połowę wszystkich chorych wenerycznie w Brytyjskiej 8. Armii.
Stan był na tyle poważny, że głos musiał zabrać dowódca korpusu generał Władysław Anders. Pisał on do dowódców jednostek w listopadzie 1944 roku: Od kilku miesięcy liczba żołnierzy zarażającymi się chorobami wenerycznymi stale wzrasta; dane za październik są zastraszające. Wg tygodniowych sprawozdań, zgłaszanych przez Ósmą Armię, Polacy – wenerycy zajmują niezaszczytne pierwsze miejsce: w dwóch kolejnych tygodniach stanowiliśmy 47% względnie 39,8% wszystkich weneryków Ósmej Armii. W m-cu październiku na ogólną liczbę około 1000 ewakuowanych z 2. Korpusu chorych, było weneryków blisko 500. (….)  Ten stan rzeczy nie może być dłużej tolerowany. Świadczy o dużym rozluźnieniu samodyscypliny żołnierza, grozi obniżeniem morale, daje straty w stanach oddziałów i poważne szkody dla zdrowia" [4].
W 1944 roku dominowała rzeżączka, która stanowiła około 65% wszystkich przypadków chorób wenerycznych. Na kolejnym miejscu był wrzód miękki - 22%, a następnie kiła - 7%. Chorzy wenerycznie w znaczny sposób obciążali jednostki służby zdrowia korpusu, szczególnie w okresie bezpośrednio po zakończeniu dużych bitew. Absorbowali oni personel medyczny właśnie wtedy, gdy z frontu spływały rzesze rannych. Nie można było jednak bagatelizować chorych wenerycznie. Świeże zakażenia dawały przykre objawy uniemożliwiające normalne funkcjonowanie żołnierza, natomiast nieleczone mogły być przyczyną powikłań trwale eliminujących go z działań bojowych.

Ostatnio udało mi się zdobyć oryginalne opakowanie Neoarsphenaminy brytyjskiej firmy Evans wyprodukowanej w maju 1945 roku. Neoarsfenamina czyli neosalwarsan (inaczej preparat 914) to pochodna zsyntetyzowanego w latach 1909-1910 przez Paula Ehrlicha Salvarsanu (arsfenamina, preparat 606). Oba związki należą do grupy pochodnych arsenoorganicznych – stąd nazwa. Do czasu wprowadzenia do powszechnego użycia penicyliny neoarsfenamina była podstawowym lekiem używanym w terapii kiły. Oprócz wspomnianych chemioterapeutyków oraz penicyliny, która wykorzystywana była także do leczenia zmory wojsk alianckich czyli rzeżączki, w terapii chorób wenerycznych wykorzystywano całą gamę sulfonamidów – tych samych, które stosowano przy zakażeniach przyrannych.
Jednak w medycynie jest tak, że lepiej zapobiegać, niż leczyć. Zapobiegano na cztery sposoby: prezerwatywą, przemocą, "dobrym" słowem oraz chemią. O prezerwatywach pisać nie będę. Jak ktoś nie wie jak to działa, niech poszuka w Internecie. W drugiej metodzie kluczową rolę odgrywała żandarmeria. 19 lipca 1944 roku szef służby zdrowia II KP płk dr Marian Dietrich wydał zarządzenie nakazujące lekarzom w każdym wypadku stwierdzenia choroby wenerycznej u żołnierza wypełnienie odpowiedniego druku, w którym możliwie dokładnie na podstawie relacji pacjenta mieli opisać  źródło, miejsce i czas zakażenia. Raport miał być niezwłocznie wysłany do żandarmerii celem aresztowania i usunięcia zarażonej kobiety" [5]. Mniej drastyczne sposoby to pogadanki lekarskie, perswazje dowódców i kazania księży (chyba najmniej skuteczne). Dowódcy oddziałów, w których było najwięcej zakażeń mieli też stawać do raportu. Najmniej przyjemna (no chyba, że ktoś lubi) była metoda czwarta – metoda „po”. Polegała zasadniczo na płukaniu cewki moczowej środkami dezynfekcyjnymi i sulfonamidami oraz myciu "tego i owego" mydłem antyseptycznym.        
O ważkości problemu zakażeń wenerycznych świadczy też to, że nawet lekarze zespołów sanitarnych 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej skaczący pod Arnhem w swoich torbach sanitarnych zabrali po sto prezerwatyw. Rzecz jasna nie dla siebie lecz dla żołnierzy (chociaż kto ich tam wie, tych doktorów). No cóż, nawet w obliczu wroga żądze potrafiły wziąć górę. Na zdjęciu "służbowe" brytyjskie prezerwatywy Prentif.  

1. S. Leszczyński, Moje drogi z Polski i do Polski, „Archiwum Historii i Filozofii Medycyny”, 1994;  suplementy (2).
2. Majewski A.: Wojna, ludzie i medycyna. Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1977.
3. Parker M.: Monte Cassino. Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej. Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2005.
4. IPMS, Służba zdrowia, II Korpus, Wykazy wenerycznie chorych, sygn. A.XV.3/9: Pismo dowódcy 2. Korpusu Polskiego z dnia 24 listopada 1944 roku L.dz.3313/204/AG/Tj. w: Brzeźiński T.: Służba Zdrowia Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie 1939 – 1946, Polskie Towarzystwo Ludoznawcze, Wrocław 2008.
5. IPMS, Służba zdrowia, II Korpus, Instrukcje techniczne, sygn. A.XV.3/12: Instrukcja techniczna szefa służby zdrowia 2. Korpusu z dnia 19 lipca 1944 roku.


4 komentarze:

  1. Gratuluję wnikliwego rozeznania tematu! Bardzo ciekawy akcent ze spadochroniarzami i ATS-kami, które składały spadochrony :) (a co innego rozkładały, żeby było ciekawiej :D), z drugiej strony przerażające dane na temat żołnierzy II Korpusu zdziesiątkowanych przez choroby weneryczne. No chyba, że naszymi żołnierzami kierowały motywy (oj wiem, wiem niektórzy rekonstruktorzy 3 DSK zlinczowaliby mnie za taki pomysł ;P) tożsame z tymi, o jakich pisze Peter Englund w Pięknie i smutku wojny - Mój ulubiony fragment :) - "Były takie okresy, kiedy zakażone kurwy zarabiały więcej niż zdrowe, ponieważ miały wielkie powodzenie u żołnierzy, którzy chcieli złapać jakąś dolegliwość weneryczną i dostać zwolnienie ze służby na froncie. Najbardziej groteskowym wyrazem tej sytuacji był handel ropą od chorych na rzeżączkę; żołnierze ją kupowali, a następnie wcierali w genitalia, w nadziei, że wylądują w szpitalu". Temat rozwojowy :D Pozdrawiam :)



    OdpowiedzUsuń
  2. Temat układaczek spadochronów bezapelacyjnie wart jest uwagi rekonstruktorów. Szukamy ochotników i ochotniczek. Ja zajmę się „leczeniem powikłań”:)
    A jeśli chodzi o same Włochy – sprawa wydaje się jasna. Wielka bieda, duże aglomeracje miejskie, mała przestrzeń, na której znajdowała się duża ilość wojsk. To nie tak, że na innych teatrach działań zakażeń nie było. Były i też stanowiły problem. Znacznie większą zachorowalność odnotowano na przykład podczas postoju 1. Dywizji Pancernej w rejonie Bredy. Dużo chorób wenerycznych pojawiło się też po wojnie. Taka już jest natura wojska. Cytat z przytaczanego wcześniej Mathew Parkera: Żołnierze reagowali na tę sytuację bardzo różnie. Dla jednych wizyta w burdelu była najważniejszą sprawą w życiu. (…) „Nie wszyscy z tego korzystali – wspomina pewien amerykański artylerzysta, który spędził trochę czasu w mieście. – Przypuszczam, że robiło to jakieś pięćdziesiąt procent” (…) żołnierze znajdowali się bardzo daleko od domu. Jak zauważa Tom Kindre: „To dawało całkowite poczucie swobody …”. (…) Bill Mauldin taktownie wyjaśnia: „Wszyscy odnoszą wrażenie, że po części uwolnili się od zwyczajów, których przestrzegaliby we własnych krajach”. W nieodległej przeszłości 11,66% z pośród badanych żołnierzy Polskiego Kontyngentu Wojskowego działającego w Kambodży w latach 1992–1993 cierpiało z powodu chorób wenerycznych. Stanowili oni 6,5% wszystkich leczonych ambulatoryjnie, a choroby przenoszone drogą płciową były jedną z głównych przyczyn zachorowań. Jednocześnie 3/4 żołnierzy służby zasadniczej kontyngentu zgłaszało kontakty seksualne z okoliczną ludnością. Wydaje mi się, że podejmowanie przygodnych stosunków seksualnych przez żołnierzy (zarówno z ludnością cywilną, jak i z dziewczynami z pomocniczych służb kobiecych) w czasie wojny było nie tylko chęcią zaspokojenia potrzeb fizjologicznych. Przelotne miłości były sposobem odreagowania stresów związanych z akcjami patrolowymi, częstymi ostrzałami artyleryjskimi, bezpośrednią walką, śmiercią kolegów, rozłąką z rodziną oraz obcymi środowiskiem w którym przyszło im żyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzeba jednak podkreślić, że wojna sprzyjała miłości, nie tylko tej fizycznej. Powstało przecież wiele udanych i trwałych małżeństw polsko-szkockich czy polsko-holenderskich.
    Trudno natomiast jednoznacznie stwierdzić jakie były przyczyny tak dużej zachorowalności akurat wśród żołnierzy II Korpusu Polskiego, który bardzo źle wypadał na tle innych związków taktycznych 8. Armii. Mogę co najwyżej wysunąć pewne hipotezy. Otóż wydaje mi się, że wiele zależało po prostu od świadomości żołnierzy, ogólnego ich wykształcenia oraz pochodzenia. Nie chcę, by źle to zabrzmiało, ale lwią część II Korpusu Polskiego stanowili żołnierze z biednych Kresów Rzeczypospolitej. Na uwagę zasługuje też fakt, że wielu z nich przeszło przez sowieckie łagry, mrozy Syberii oraz epidemie tyfusu, malarii i czerwonki na terenie Uzbekistanu czy Iranu. Brutalność, której doświadczyli z pewnością odcisnęła na psychice wielu z nich piętno. Te, w pewnym sensie, demoralizujące i kaleczące doświadczenia były źródłem złych emocji, które gdzieś trzeba było skanalizować. Żołnierze 1. Dywizji Pancernej czy 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej w większości ani razu od upadku Polski „nie rozstali się z wojskiem”. W ich przypadku zachowana była ciągłość służby. W takim środowisku, gdzie są dowódcy, mundury, regulaminy, gdzie zachowana jest pewna struktura i „zbiorowa solidarność” (gdzie dzieli się los z innymi i co ważne ma się tego świadomość) łatwiej znieść ciężkie czasy. Inaczej to wyglądało też jeśli chodzi o wojska amerykańskie i brytyjskie.
    Temat ten wymaga głębszej analizy socjologicznej i psychologicznej. Taka praca analizująca pod tym kątem II Korpus Polski byłaby niezwykle ciekawa. Ten związek taktyczny był przecież swoistym kotłem, gdzie obok siebie służyli „Ci z Rosji”, „lordowie” czyli uzupełnienia z Wielkiej Brytanii oraz stare wiarusy spod Tobruku. Setki historii, skomplikowane ludzkie losy, długie drogi. Do tego wojna i polityka… Wszystko to skupiało się na żołnierzach i miało odbicie w ich zachowaniach, także tych seksualnych.

    Olo

    OdpowiedzUsuń
  4. A tutaj takie cytaciki z niewydanej książki o 17 Lwowskim Baonie Strzelców, złożonej w Instytucie Polskim. Dobrze pasują do poruszanej tematyki.

    Na pustyni była pewna ilość kobiet PST(sic) t.zw. Pestki, które pełniły funkcje maszynistek, świetliczanek, kantyniarek, sióstr szpitalnych i kierowczyń. Jeżeli w wielkich zbiorowisku mężczyzn pozbawionych normalnych stosunków z ludnością cywilną, pozbawionych możliwości kontaktów z rodziną, pozbawionych regularnych urlopów, jeżeli nie ma kobiet dla powiedzmy choćby 75%, lepiej, żeby ich nie było. Nikt nie przeczy, że praca kobiet była wartościowa i pożądana, w szpitalach prawie niezastąpiona, ale z drugiej strony wprowadza tyle fermentów i kontrowersji, że wartość tej pracy jest problematyczna. to jest dobre na tyłach, ale nie w oddziałach liniowych i to na pustyni. Ksiądz kapelan, oficer oświatowy i oficerowie na pogadankach, dużo mieli kłopotów z tłumaczeniem obecności kobiet w takich warunkach.

    i jeszcze jeden:

    Na krótko przed zluzowaniem, z zaopatrzeniem przychodzi na mułach wielkie pudło dla doktora. Rano doktór je rozpakowuje.
    - Szef służby san. dba o was Łapiduchy, pewnie dostał jajko wielkanocne - mówi moździerzysta. Doktór zdejmuje wieko i parska śmiechem - Popatrz - woła. Pudło pełne prezerwatyw z rozkazem rozdzielenia żołnierzom.
    Ile tego, a co za wymiar - chyba dla mułów - wydziwia doktór i należy to rozdzielić, ale jak?
    - Z chlebem, doktór, z chlebem, każdy go fasuje - sugeruje moździerzysta.
    - Ja ci dam z chlebem - huknął nadchodzący z tyłu kapelan - wyrzucić mi to świństwo, spalić.
    - Co to, to nie - protestuje doktór - tu jest wyraźny rozkaz szefa san., że każdy żołnierz ma to mieć.
    Kapelan burcząc i wymachując kijem odchodzi w swój normalny obchód ze strawą dla duszy i ciała.

    OdpowiedzUsuń