czwartek, 17 października 2013

Dziś pierwsza rocznica śmierci dr. Bolesława Rutkowskiego


Gdy ładnych parę lat temu czytałem wspomnienia chirurga II Korpusu Polskiego doktora Adama Majewskiego pt. „Wojna, Ludzie i Medycyna” nie przypuszczałem, że kiedykolwiek  będę miał okazję spotkać któregoś z opisywanych w nich lekarzy. A jednak spotkałem.
Doktora Bolesława Rutkowskiego poznałem w 2009 roku. Nasza znajomość trwała trzy lata. Zawsze z radością odwiedzałem Gliwice, gdzie Doktor mieszkał od czasu powrotu do Polski z Zachodu w 1948 roku. Jego opowieści o młodości, o studiach w Bukareszcie a potem na Polskim Wydziale Lekarskim przy Uniwersytecie w Edynburgu, o wojnie i bitwie pod Monte Cassino, o Jego szefie – gen. prof. Bolesławie Szareckim, w końcu o powrocie do kraju i początkach polskiej anestezjologii były pełne wdzięku. Nie było w nich nawet grama patosu. Doktor nie budował wzniosłej atmosfery. Wręcz przeciwnie, opowiadał w sposób stonowany i do bólu prawdziwy. A przy okazji w sposób niezwykle zabawny. Niesłychane było też to, ile pamiętał – nazwiska, imiona, daty, dawki leków!

Dziś mija rok od śmierci Doktora Rutkowskiego. Usiadłem sobie przy zdjęciach z jego wojennego albumu. Coś by trzeba napisać... Tylko coś wesołego! Bo dr. Rutkowski był niezwykle pogodnym i pozytywnie nastawionym gościem.
Gdy trafił do Edynburga miał 26 lat. Heh, tyle co ja teraz. Chłopaki młode, przystojne, w mundurach podchorążych. Wiadomo – dziewczyny. Oczywiście nie omieszkałem zagadnąć  i o tę kwestię (Zawsze, gdy rozmawiam z weteranami muszę poruszyć ten temat. Dziewczyny na wojnie to przecież temat kluczowy!). A Doktor bez chwili namysłu „wyleciał” z litanią imion szkockich niewiast, z którymi miał przyjemność się… spotykać. Byłem zaskoczony. Dziewczyna po dziewczynie opisywał: gdzie mieszkała, co robiła, a nawet kim byli jej rodzice. Zapadło mi w pamięć, że jedna służyła w WRNS (Women's Royal Naval Service), zaś ojciec drugiej był pastorem. Strasznie dziś żałuję, że nie zapisałem imion tych dziewczyn. Nie miałem też wtedy niczego do nagrywania… Złote czasy jednak szybko się skończyły. Po uzyskaniu dyplomu lekarskiego dr Rutkowski został pod koniec 1942 roku skierowany na Bliski Wschód w ramach uzupełnień dla Armii Polskiej na Wschodzie i II Korpusu Polskiego gen. Andersa. Jak mówił Nigdy nie żałował wyjazdu na Bliski Wschód - poznał tam przecież swoją przyszłą żonę.

Wybrałem zdjęcia Doktora, które na mnie robią największe wrażenie. Niby nic, ale mają coś w sobie. Dobrze chyba też oddają to, jakim był człowiekiem.
 Po lewej:  Piękna fotografia. Rodzeństwo - Bolesław i Jadwiga Rutkowscy. Czasy jeszcze spokojne. Rumunia, koniec lat 30.  Po prawej: Por. Bolesław Rutkowski i... zgaduję: modliszka (?). Doktor zawsze był miłośnikiem przyrody. Warto zwrócić uwagę na brytyjski hełm korkowy, koszulę KD (Khaki Drill) z dystynkcjami podporucznika na nasuwkach na naramiennikach oraz zegarek, pod którym widoczna jest bransoletka - najpewniej jest to francuski znak tożsamości tzw. "nieśmiertelnik" z wygrawerowanym imieniem i nazwiskiem (dr. Rutkowski uczestniczył w kampanii francuskiej w 1940 roku). [Fot. ze zbiorów Elżbiety Kurzbauer] 
 Po lewej: Bolesław Rutkowski ze swoją narzeczoną Krystyną Dąbrowską, "drajwerką" żeńskiej 316. kompanii transportowej sfotografowani w Tel Awiwie w 1943 roku. "Sławek" i Krysia pobrali się w tym samym roku w Jerozolimie. Po prawej: Operuje gen. prof. Bolesław Szarecki (widoczny po lewej). Asystuje mu naczelny chirurg 3. Polowego Szpitala Ewakuacyjnego kpt. Donat Massalski (po prawej). Dr. Rutkowski w skupieniu czuwa nad przebiegiem znieczulenia. 3. PSE, front włoski 1944 lub 1945 rok.  [Fot. ze zbiorów Elżbiety Kurzbauer]  
Dr Rutkowski był zawsze uśmiechnięty. Takiego, niezwykle ciepłego, serdecznego i  przyjaznego dla personelu i w ogóle całego świata pamiętają go jego uczniowie i współpracownicy. Instytut Onkologii w Gliwicach lata 50. [Fot. ze zbiorów Elżbiety Kurzbauer]
   

Nasz CCS był bardzo wysunięty do przodu. Stał przed własną artylerią, która strzelała nad nami. W kasynie po kolacji siedział generał Szarecki, kapitan Massalski, podporucznik Rutkowski i ja. Oprócz nas czterech było jeszcze kilka innych osób, między nimi rentgenolog kapitan W. Nagle nastąpiły silne detonacje w pobliżu budynku. Cały budynek się zatrząsł i zgasło światło. Słychać było tumult. Kasyno znajdowało się na pierwszym piętrze. Po paru sekundach Rutkowski zaświecił zapałkę i zobaczyliśmy w drzwiach korek. Kilku spłoszonych chciało się wydostać z sali, ale nie mogli, bo zaklinowali się w drzwiach. Pociesznie wyglądały od tyłu ich sylwetki i usilnie pracujące łokcie, z szerokim zadem kapitana W. na pierwszym planie. Rutkowski zapalił drugą zapałkę. Nic się nie zmieniło. Wszyscy pchali się z równą siłą. Dopiero gdy zapałka zaczynała gasnąć, jeden z uciekających jakoś się przepchał i wszyscy znikli. Słychać było tylko tupot wielu nóg na schodach. W tym momencie światło zapaliło się. Generał Szarecki siedział w swoim fotelu, naprzeciw niego flegmatyczny Massalski, Rutkowski stał przy kominku i zanosił się od śmiechu. Generał podniósł swoją spokojną twarz, popatrzył na nas, potem na puste drzwi i odezwał się: – Ot  gieroje, kawalergardy! 
Majewski Adam, Wojna, ludzie i medycyna, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1960, s.465-466

Kpt. w st. spoczynku dr n. med. Bolesław Rutkowski (1915-2012)
Urodził się 21 sierpnia 1915 roku w Żeleznowodsku na Zakaukaziu. Pochodził z inteligenckiej polskiej rodziny. Jego ojciec Olgierd był dyrektorem kopalni ropy naftowej w zagłębiu Baku. Matka Jadwiga także miała wykształcenie i pracowała jako nauczycielka śpiewu. Po rewolucji bolszewickiej i śmierci ojca wraz z matką i siostrą osiadł w Rumunii, której został obywatelem.  Studia medyczne rozpoczął w Bukareszcie w 1933 roku, dokończył w 1942 roku na Polskim Wydziale Lekarskim przy Uniwersytecie w Edynburgu (był w pierwszej grupie sześciu absolwentów tej uczelni). Po odbyciu stażu w polskim Szpitalu im. Paderewskiego w Edynburgu, jako podporucznik lekarz dostał przydział do II Korpusu Polskiego gen. Władysława Andersa.  Pełnił funkcję adiutanta ojca polskiej chirurgii wojennej, naczelnego chirurga II Korpusu Polskiego gen. prof. Bolesława Szareckiego. Uczestniczył w bitwie pod Monte Cassino, w operacji adriatyckiej i bitwie o Bolonię. Pierwsze kroki w nowoczesnej anestezji stawiał pod okiem brytyjskich specjalistów anestezjologii w szpitalu wojennym w Londynie.
Po przyjeździe do Polski w 1948 roku mimo nieprzyjemności ze strony aparatu bezpieczeństwa podjął pracę jako anestezjolog w Instytucie Onkologii w Gliwicach.  Był jednym z nielicznych lekarzy w Polsce i pierwszym na Śląsku, którzy na przełomie lat 40. i 50. fachowo zajmowali się anestezjologią. Uważany jest za nestora śląskiej anestezjologii. Był pionierem polskiej medycyny bólu.W 1972 roku otworzył pierwszą w naszym kraju poradnię leczenia bólu. Opublikował blisko 50 prac z zakresu anestezjologii oraz terapii bólu przewlekłego, w tym w renomowanych zagranicznych czasopismach m.in. "British Journal of Anaesthesia".
Przewodniczył Komisji Patofizjologii Bólu Polskiej Akademii Nauk, był członkiem Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, Polskiego Towarzystwa Anestezjologii i Intensywnej Terapii (PTAiIT), Polskiego Towarzystwa Badania Bólu (PTBB), a także Towarzystwa Chirurgów Polskich. Członek Honorowy PTAiIT, PTBB oraz Polskiego Towarzystwa Akupunktury.
Bolesław Rutkowski zmarł  17 października 2012 w wieku 97 lat w Gliwicach i tam został pochowany. 
Krzyż Czynu Bojowego PSZ należący do kpt. dr. med. Bolesława Rutkowskiego. Okucie "Bolonia" gdzieś się zawieruszyło. Pamiątki po Doktorze niebawem trafią do Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym w Zabrzu. W latach 60. otworzył on tam pierwszy na Śląsku oddział anestezjologii.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz