Czasami odnoszę wrażenie, że
cmentarze wojenne spowszedniały mi. Nie powiem, zawsze robią na mnie wrażenie
rzędy krzyży i gdzieniegdzie pojawiające się Gwiazdy Dawida z wyrytymi
nazwiskami żołnierzy – najczęściej młodych, 20- 30-letnich. Takich jak ja. Ale
chodząc wśród nagrobków wojna i śmierć mimo wszystko zdają mi się takie odległe
i nierealne. To dziwne, ale tych nagrobnych płyt nie zawsze wiążę z wojną...
Pod koniec
października byliśmy w Holandii. 70 lat minęło od walk polskiej 1. Dywizji
Pancernej w Brabancji i wyzwolenia jej stolicy – Bredy. Braliśmy udział w uroczystościach
na trzech polskich cmentarzach: w Oosterhout, w Bredzie-Ginneken i największym
w Bredzie przy Ettensebaan. Na tym ostatnim leży 162 polskich żołnierzy.
Zgodnie ze swoją wolą w Bredzie spoczął także dowódca dywizji gen. Stanisław
Maczek. Kompania reprezentacyjna, orkiestra wojskowa, przemówienia, wiązanki
biało-czerwonych i pomarańczowych kwiatów, błogosławieństwa, salwy honorowe.
Wszystko „ku pamięci”. Słowa „wojna”, „polegli”, „zginęli” padały
wielokrotnie. Ale wojna? Wojna była
dawno, minęła. Wojna – jaka wojna? Wojna, kiedy wieje przyjemny wiatr, obok
koledzy, dziewczyny, sympatyczni Holendrzy, miła atmosfera, a nad głową krąży oryginalny
Spitfire?
Odwiedziliśmy
Generaal Maczek Museum. Zdjęcia, których nigdy wcześniej nie widzieliśmy,
gabloty pełne mundurów i wyposażenia, klimatyczne dioramy, broń. Moglibyśmy tam
spędzić cały dzień. W muzeum znajduje się też gablota z hełmami. Dominują te, z
wymalowanymi orłami. Ale są wśród nich także hełmy kanadyjskie i brytyjskie.
Przystanąłem na chwilę aby lepiej się im przyjrzeć. Moją uwagę przykuł hełm
motocyklowy. Helmet, steel, Despatch
Rider’s, Mk I – tak oficjalnie nazwali go Brytyjczycy. Hełmów, takich jak
ten, używali nasi gońcy motocyklowi i żandarmi pełniący służbę na dwóch
kółkach. Także ten egzemplarz należał do żołnierza 1. Dywizji Pancernej. Piękny
stan zachowania, skórzana, brązowa podpinka, namalowany żółty orzeł. A obok
orła przestrzelina. Schyliłem się, zaglądnąłem do środka. Rozerwana wyściółka
świadczyła o tym, że kula dosięgła głowy. Trafiła nad prawym okiem w okolicę
czołową. Niechybna śmierć. Tu wojna wydała mi się taka realna. Prawdziwa,
przerażająca. Śmiertelna.
Pytania te
to nie próba budowania podniosłego, literackiego nastroju. One same się
nasunęły. W jakim oddziale służył? Ile miał lat? Skąd pochodził? Jak miał na
imię? Gdzie go pochowano?
Trudno
przejść obojętnie obok hełmu z dziurą obok orła.
***
W dniach
23-28 listopada 2014 roku członkowie Beskidzkiego Stowarzyszenia Maczkowców i
Grupy Rekonstrukcji Historycznej „Breda” uczestniczyli w kolejnej historycznej
wyprawie. Tym razem celem była holenderska Breda. Z Bielska-Białej wyruszyły
dwa busy, razem 14 osób.
Uczestniczyliśmy
w oficjalnych rocznicowych obchodach, złożyliśmy kwiaty, zwiedziliśmy też pola
bitew stoczonych nad Kanałem Mark, w Moerdijk i Kapelsche Veer. W Holandii
spotkaliśmy przyjaciół ze Stowarzyszenia „Odwach” z Poznania, GRH „Poland” z
Bydgoszczy i GRH 44/100 działającej przy 100. Poznańskiej Drużynie Harcerskiej
im. gen. S. Maczka.
Wyjazd organizacyjnie
wsparła Federacja Organizacji Polskich Pancerniaków i Armia Holenderska.
Dzięki! Ale szczególne słowa wdzięczności należą się prezesowi naszego stowarzyszenia Jamesowi Jurczykowi, bez którego pomocy nie udałoby się pojechać w tak licznym gronie.
Kanał Mark. Dokładnie w tym miejscu, opodal osady Langeweg, w nocy z 30/31 października 1944 r. przeprawił się 8. batalion strzelców. Zaciekłe walki trwały do 1 listopada, kiedy to pododdziały baonu zmuszone były wycofać się. 31 października ustanowiono świętem 8. batalionu strzelców "krwawych koszul". Bardzo chcieliśmy odwiedzić to miejsce. Nasza grupa odtwarza przecież pododdział 8. baonu i tak jak jego żołnierze nosimy na kołnierzach seledynowo-granatowe proporczyki, a na szyjach czerwone "krwawe"szaliki.
Okolice Moerdijk nad Hollands Diep. Silnie bronioną przez Niemców i ufortyfikowaną miejscowość zdobył wspólnym natarciem 10. Pułk Strzelców Konnych, 24. Pułk Ułanów i pododdziały 3. Brygady Strzelców. W miejscu, w którym się znajdujemy nacierał batalion strzelców podhalańskich. Dostępu do Moerdijk broniły ustawione na drogach żelbetowe wielkie zapory przeciwczołgowe. Ich ominięcie nie wchodziło w grę - podmokły teren gwarantował zakopanie się czołgu. Zapory trzeba było rozbijać ogniem armat polskich Cromwelli. Żmudna to była robota. I, wiadomo - pod ogniem nieprzyjaciela. Ślady walk widoczne są do dziś.
Na jednej z zapór nasi złożyli wszystko mówiący podpis. W dobrym stanie zachował się do dnia dzisiejszego. Widoczne są także ślady po broni małokalibrowej. Na moim mundurze (a jakże!) proporczyki w barwach służby zdrowia - lekarz 8. batalionu strzelców.
Na Kapelesche Veer pod tablicą upamiętniającą walczących tam żołnierzy złożyliśmy biało-czerwoną wiązankę. W czasie walk o tę małą wysepkę na Mozie w tyłek od niemieckich spadochroniarzy dostał 9. batalion strzelców "flandryjskich". Polakom nie udało się zdobyć Kapelesche Veer. Bezowocne były także szturmy 41. Royal Marines Commando, komandosów norweskich i belgijskich. Niemców wykurzyli stąd po ciężkich walkach dopiero pod koniec stycznia 1945 r. Kanadyjczycy.
Już po zakończeniu wojny do Bredy trafił niemiecki czołg PzKpfw V Panther. Był to dar od żołnierzy 1. Dywizji Pancernej. Techniczne i modelarskie zainteresowania chłopaków wybuchły tu ze zdwojoną siłą. Techniczne szczegóły "kociaka" interesowały mnie jakby mniej. Zabrałem się więc za fotografowanie.
Połączone siły polsko-holenderskie przed Generaal Maczek Museum. To tu eksponowany jest "hełm z dziurą obok orła". Siedzimy na fragmencie mostu Bayley'a. Piotrek i Andrzej holendrują.
Przypadł nam zaszczyt opuszczenia polskiej flagi przed muzeum. Staraliśmy się jak mogliśmy, aby dochować ceremoniału.
W drodze powrotnej do Polski przyszedł czas na
Oorlogsmuseum w Overloon.
Gdy jedni z wywieszonymi jęzorami podziwiali amerykański
sprzęt, który w muzeum zgromadzony jest w imponującej ilości, inni dumali nad
szczegółami wyposażenia brytyjskiego. Oczywiście ja należałem do tej drugiej
grupy.
Mojej uwadze nie mógł jednak ujść amerykański ambulans na bazie Dodge'a WC53 z pięknie zrekonstruowanym wnętrzem i wyposażeniem sanitarnym.
Gdybym miał dostać jeden z muzealnych pojazdów, wybrałbym sobie Challengera. Maszyny tego typu wykorzystywał nasz 10. Pułk Strzelców Konnych.
W
ostateczności – Cromwell. Uszkodzone podwozie po stronie prawej jakoś by się
naprawiło:)
Wojtek woli cięższy sprzęt. Np. czołg piechoty Churchill.
A Grześ, jak to Grześ. Skromny chłopiec. Jemu wystarczy
6-funtówka.
Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Grzesia Bogacza.
Olek!
OdpowiedzUsuńProszę się bardziej uśmiechać....
Pozdrawiam
Jacek
My father was a member of the 8th batallion, with Alexander Nowaczynski.
OdpowiedzUsuńRemember all who gave their lives.
Remember all who survived without any recognisation,with pain,struggle and nightmares.