piątek, 15 sierpnia 2014

Dlaczego chirurdzy się złoszczą?*

Ach ta chirurgia! Jak myślimy o medycynie to przed oczami staje nam internista lub kardiolog z zawieszonym na szyi stetoskopem albo dzielny i wytrwały chirurg ratujący życie i zdrowie ludzi godzinami stojąc przy stole operacyjnym. Obraz chirurga w fartuchy operacyjnym, czepku i masce jest wręcz alegoryczny. Tylko dlaczego ci chirurdzy się tak złoszczą? I czy w ogóle złoszczą się bardziej niż inni lekarze?
Złoszczą się, złoszczą. Tak przynajmniej orzekliśmy jeszcze podczas studiów, kiedy to żółć chirurgów kilka razy wylała się na nas, biednych studentów. Wiadomo, nie wszyscy się złoszczą. Tych złoszczących pewnie jest mniejszość. Ale złość niektórych przybiera jednak spektakularną formę i być może stąd ten wniosek, że chirurdzy złoszczą się generalnie. W czasie zabiegu w eter lecą przekleństwa wulgarnie określające nierządnicę, ale w tym wypadku będące jedynie werbalizacją wzbierającego w nich napięcia. Przynajmniej mam taką nadzieję. No, bo o nierządnice na salach operacyjnych chyba trudno. Są też tacy, którym nic nie pasuje, a już najbardziej asysta. I właśnie dlatego się złoszczą. Pouczają, dają dobre rady, podnoszą głos. Kiedyś myślałem, że to ja jestem taki lewy i nawet, zdawać by się mogło, prostej czynności jaką jest trzymanie haków nie potrafię zrobić porządnie. Ale nie. Pierwszy asystent też „źle ssał”, „wchodził w pole operacyjne” itd., itp. 
Złość jeszcze innych ma milczące oblicze. To milczenie, którym obdarowują asystentów przeciąga się nieraz na dłuższy czas i wychodzi poza obszar bloku operacyjnego. Wiemy wtedy, że chirurg się złości.
No ale dlaczego chirurdzy się złoszczą? Z różnych powodów. Czasem dlatego, że operacja „nie idzie”, że pojawiły się komplikacje, że jest trudne do opanowania krwawienie. Wiadomo – w tych sytuacjach niewinna „ku..a” jest uzasadniona. Czasem złość jest jednak maską własnej słabości (to te wypadki kiedy winna jest asysta). Chirurdzy złoszczą się też często na anestezjologów. A to „pacjent źle zwiotczony”, „a to to, a to tamto”. Czasem mają rację, częściej nie. Złoszczą się tak, jak złościł się dr Kanarek na biednego dr Szczepskiego w jednym z polowych szpitali na froncie włoskim, niemal dokładnie 70 lat temu: …około 12:00 przywieziono z linii frontu rannego w brzuch, w stanie zapaści. Podłączyłem kroplówkę z płynu fizjologicznego, chorego kazałem ogrzać kocami i postawić przy nim piecyki naftowe i zmobilizowałem czołówkę transfuzyjną i chirurgiczną. Wobec tego, że w czołówce chirurgicznej jest tylko 2 lekarzy (kpt. Kanarek i ppor. Sołowiejczyk) stanąłem do podawania narkozy za pomocą aparatu inhalacyjnego. […] Zmniejszyłem tedy głębokość podawanej narkozy, którą dotąd utrzymywałem, bo wydawało mi się, że ranny dostał już w ogóle za dużo środków znieczulających, a zabieg powinien lada chwila skończyć się. Po chwili kpt. Kanarek położył ostentacyjnie imadło z igłą na polu operacyjnym i wykorzystując chwilę zupełnej ciszy powiedział donośnie, wyraźnie i powoli, patrząc w moją stronę: „Pierwszą zasadą narkozy jest, aby spał pacjent a nie narkotyzer”. Chodziło mu o to, że u budzącego się rannego zaczęły się napinać powłoki brzuszne, co utrudniało ich zeszycie. Co miał zrobić Bogu ducha winny dr Szczepski, kiedy mu kazano znieczulać, a on nie umiał? Powinien zajmować się tym dr Sołowiejczyk, który pełnił funkcję anestezjologa.
Niektórzy chirurdzy złoszczą się „bo tak”. Muszą się złościć, taki mają charakter. I z tego słyną. Ileż w świecie medycznym jest anegdot o złoszczących się wybitnych chirurgach! Jednym z nich był nestor polskiej ortopedii prof. Tadeusz Sokołowski. Sławny był ten jego ciężkawy charakter. Po zabiegu miał jednak zwyczaj – jak to wspominała Sława Kucharska, siostra operacyjna, która z profesorem pracowała w szpitalu podczas wojny – stojąc już przy wyjściu z sali przepraszać jeśli kogoś obraził. Nie było sposobu po operacji do niego, na niego poburczeć. Zawsze odpowiadał: „przecież przeprosiłem”.
Nie wszyscy jednak potrafią „przecież przeprosić”.
Powodów złości chirurgów można znaleźć z pewnością więcej. Ba! Można tak „rozpracować” lekarzy różnych specjalności. Jednak morał płynący z powyższych dwóch przykładów jest taki, że niewiele się zmieniliśmy na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat. Ludzie kiedyś byli podobni. A przynajmniej chirurdzy, którzy mieli podobne powody do złości:)
Dochodzę do podobnych wniosków zawsze wtedy, gdy rozmawiam z weteranami II wojny światowej. Dziś już mają ponad 90 lat. Uświadamiają mi oni, że byli tacy sami jak my teraz. Kochali tak samo, mieli takie same ambicje i marzenia, tak samo mówili, tak samo grzeszyli, wykręcali podobne numery, tak samo cieszyli się, tak samo złościli się, myśleli podobnymi kategoriami. Być może przytoczyłem zbyt mało podobnych historii aby przekonać Was do tej opinii. Ale zawsze gdy widzę złoszczącego się chirurga na myśl przychodzi mi właśnie dr Kanarek i prof. Sokołowski.
A współczesnym zabiegowcom mówię: chirurgu nie złość się w cale, albo złość się mniej. A w szczególności nie złość się na anestezjologów. Bo złość piękności przecież szkodzi. 

*Tekst dedykuję specjalnie chirurgom z Oddziału Chirurgii Ogólnej i Naczyniowej Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej, na którym niedawno odbywałem staż. Było to niezwykle miło i ciekawie spędzonych sześć tygodni! Zresztą mam duży sentyment do chirurgii w ogóle:) 


 

4 komentarze:

  1. Witam, czy mógłby Pan napisać coś więcej na temat zdjęcia umieszczonego w tekście - kogo przedstawia, w jakich okolicznościach zostało zrobione, itp. ?
    pozdrawiam
    J.D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcie przedstawia personel sanitarny 9. lekkiej kompanii sanitarnej 2. Brygady Pancernej podczas pustynnych ćwiczeń najpewniej na Bliskim Wschodzie w 1943 roku. W kompanii tej służył znany śląski chirurg dr Zbigniew Sałaciński, który podczas bitwy o Monte Cassino pracował w wąwozie Inferno Track, a za swoje działania w tamtym okresie odznaczony został Krzyżem Walecznych. Zdjęcie otrzymałem od córki doktora. Ale nie uprzedzajmy faktów. O dr. Sałacińskim na blogu pojawi się obszerny tekst, pewnie zresztą nie jeden. Zdjęcie zamieściłem w tym wpisie ponieważ wydaje mi się jakieś takie wesołe i mimo okoliczności optymistyczne. Pozdrawiam, Olek Rutkiewicz

    OdpowiedzUsuń
  3. Pytam dlatego, że jedna z postaci w namiocie (ta niższa) wydawała mi się znajoma. Skonsultowałem się z rodziną i zdania są podzielone - 50/50 % - zbyt nieostre zdjęcie aby mieć pewność.
    Mój dziadek Jan Majewski służył w II Korpusie. Wiele opowiadał, ale zmarł w latach 80-tych kiedy jeszcze "Andersowską" przeszłością raczej nie należało się chwalić i niestety nikt nie wpadł na to żeby spisać jego wspomnienia.
    Próbuję odtworzyć jego wojenne losy, ale na podstawie dokumentów i fotografii, które zostały oraz opowieści zasłyszanych z "drugiej ręki", ciężko ustalić coś konkretnego, np. w jakiej jednostce służył, albo gdzie przebywał podczas zesłania u Sowietów.
    Wiem, że dziadek bardzo dobrze wspominał swojego dowódcę, który był lekarzem (prawdopodobnie chirurgiem) i który po powrocie do kraju osiadł na Śląsku (prawdopodobnie w Mysłowicach).
    Nazwisko nie jest mi niestety znane, natomiast według opowieści dziadka ten oficer był tzw. słusznego wzrostu. Do tej charakterystyki pasowały mi postaci na zdjęciu. Na dokładkę ta niższa, o ile to nie jest moim, to na pewno koś bardzo podobny. Stąd moje pytanie.

    Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że dziadek opowiadał o kulisach powstawania filmu, w którym "wystąpił" i który według niego nie miał szans na emisję w PRL-u. Wszyscy myśleli, że żartował, ale gdy po 1989 roku wyemitowano w TV "Wielką drogę" Michała Waszyńskiego, w jednej z pierwszych scen - tej przedstawiającej zespół chirurgiczny rozpoczynający operację , rozpoznaliśmy dziadka. (to ta postać która pomaga chirurgowi założyć rękawiczki ;-)
    Można powiedzieć, że dziadek "zagrał" samego siebie, bo na wojnie faktycznie asystował lekarzom przy operacjach, również podczas bitwy pod Monte Cassino.

    Proszę mi wybaczyć, że tak się rozpisałem ;-)

    pozdrawiam
    J.D.

    p.s. świetny blog - gratuluję !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje mi się, że nie będzie większego problemu z pozyskaniem danych dotyczących służby w II Korpusie Polskim pańskiego Dziadka. Proszę napisać na mój adres: olorut@o2.pl - postaram się pomóc. Bardzo zaintrygowało mnie to, co pan napisał. Dziękuję za ciekawy wpis i czekam na kontakt.
    Olek Rutkiewicz

    OdpowiedzUsuń