niedziela, 2 marca 2014

Przy okazji „Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych”



Wczoraj już po raz kolejny obchodzono w Polsce „Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych”. Żołnierzy polskiego podziemia, którzy po zakończeniu wojny nie złożyli broni, lecz kontynuowali walkę zbrojną z władzami komunistycznymi, aparatem bezpieczeństwa, wojskami sowieckimi.
Błyszczeli wczoraj wszelkiej maści politycy prawicy, animatorzy obchodów. Swoje trzy minuty mieli przedstawiciele różnych organizacji „patriotycznych”, czasem wątpliwej reputacji. W moim rodzinnym Bielsku odbył się marsz pamięci. Szli kombatanci, rodziny żołnierzy, politycy prawicy, Młodzież Wszechpolska, mieszkańcy miasta – łącznie około 1000 osób. Bezpieczeństwo mieli zapewnić – to dość zaskakujące – kibice miejscowego BKSu. Na czele marszu, podobnie jak w całej Polsce, dziarsko maszerowali członkowie grupy rekonstrukcji historycznej odtwarzającej oddziały NSZ. Grupy te, chyba jak żadne inne, angażują się w politykę.      
O polskim podziemiu antykomunistycznym trzeba pamiętać. Jednak ta zbiorowa, narodowa pamięć powinna być oparta przede wszystkim na rzetelnej wiedzy, na świadomości blasków i cieni, na badaniach naukowych. Tymczasem zdaje się, że naukowcy niewiele mają do powiedzenia, a „Żołnierzy Wyklętych” wikła się w bieżącą politykę. Są oni wręcz filarem jedynej i obowiązującej linii czegoś, co ładnie nazywa się „polityką historyczną”. Już nazwa - „Żołnierze Wyklęci” lub „Żołnierze Niezłomni” - nadaje ton narracji o tamtych trudnych czasach i wyznacza kierunki dyskusji.
Ale nie o tym chciałem dziś napisać.
Wczoraj w mediach wiele było o Narodowych Siłach Zbrojnych –  organizacji podziemnej będącej zbrojnym ramieniem przedwojennej polskiej prawicy.  Także tej radykalnej – Obozu Narodowo-Radykalnego i Ruchu Narodowo-Radykalnego Falanga. Po wojnie NSZ stanowiły jeden z filarów podziemia antykomunistycznego.
II Rzeczpospolita, choć była państwem z całą masą słabości, pełna była kolorytu. Była państwem wielonarodowy, wielokulturowym. Wśród polskich elit intelektualnych duży udział mieli polscy Żydzi. Ich rolę w życiu społecznym kontestowała właśnie radykalna prawica. Nie tylko słowem, ale także czynem.
Słuchając o NSZ jakoś tak mimochodem pomyślałem o żołnierzach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie żydowskiego pochodzenia. O tych, przeciwko którym przed wojną otwarcie występował obóz narodowy.
Szczególnie duży udział żołnierzy wyznania mojżeszowego był wśród lekarzy. Pomyślałem więc o urodzonym w Nowym Targu w 1908 roku Abrahamie Günsbergu, który po napadzie hitlerowskich Niemiec na swoją ojczyznę przerwał studia medyczne w Perugii i ochotniczo wstąpił w szeregi PSZ. W 1942 roku znalazł się w pierwszej grupie absolwentów Polskiego Wydziału Lekarskiego przy Uniwersytecie w Edynburgu, a potem, w sierpniu 1944 roku, ruszył na front jako lekarz 10. Pułku Dragonów 1. Dywizji Pancernej przechodząc z nim cały szlak bojowy.
O młodym, dwudziestosześcioletnim lekarzu 1. Pułku Pancernego ppor. Henryku Seidzie rodem z Warszawy, o którym jeden z weteranów służących w tym samym oddziale mówił, że „w pułku lekarzem był taki Żydek, ale przyzwoity”.  
Albo o odznaczonym Krzyżem Walecznym za udział w operacji „Market-Garden” ppor. lek. Henryku Urichu z 3. batalionu spadochronowego 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej. 

Lekarze II Korpusu Polskiego. Drugi od lewej ppor. Hersz Łach wyznania mojżeszowego. Pierwszy z lewej ppor. Bolesław Rutkowski.
Myślałem też wczoraj o dziesiątkach zamordowanych przez stalinowski terror, o zniewolonym i zniszczonym kraju, o trudnych warunkach, w których trzeba było żyć. Jednak słuchając o żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych trudno mi obojętnie przejść obok ideologii, która za nimi stała. Ideologii po części wymierzonej w swoich współobywateli, tylko że innej narodowości.    
 
Cmentarz polskiej 1. Dywizji Pancernej w Granville Langannerie, Normandia, Francja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz