piątek, 14 marca 2014

Na pierwszej linii. Część 2 – Opaski uciskowe


Nie jesteśmy w stanie zaradzić około 90% zgonów na polu walki. Nawet wtedy, gdy wysoko wykwalifikowany lekarz niemal od razu znajdzie się przy poszkodowanym. To między innymi przypadki postrzałów głowy, urazów pnia mózgu, rozerwania miąższu płucnego, uszkodzenia serca lub dużych pni naczyniowych. To pole do popisu dla inżynierów projektujących kamizelki kuloodporne, hełmy i inne środki ochrony. W medycynie pola walki, a także w cywilnej medycynie ratunkowej funkcjonuje jednak pojęcie „zgonów do uniknięcia”. To na tych 10-15% przypadków skupia się medycyna. Pojawia się pytanie: co zrobić, jakie procedury ratownicze wdrożyć, jaką strategię postępowania przyjąć, aby ranny, który jest w stanie zagrożenia życia ale hipotetycznie ma szansę na przetrwanie, rzeczywiście przeżył?
Od czasu kiedy ludzie do arsenału swych broni wprowadzili ostre narzędzia i przestali okładać się maczugami po głowach pojawił się problem urazów penetrujących. Z tego typu urazami zawsze wiąże się duże ryzyko krwawienia. Nastały czasy broni palnej, min, granatów, artylerii. Poszukiwanie technik hamujących krwawienie zaczęło spędzać sen z powiek naukowców i klinicystów. I tak jest do dnia dzisiejszego. Wciąż poszukujemy skutecznych metod, tak farmakologicznych, jak i chirurgicznych czy fizykalnych, które pozwoliłyby opanować krwotok. 
Trudno w polowych warunkach zatrzymać krwotok wewnętrzny - z pękniętej śledziony czy wątroby, z urwanej nerki czy rozerwanej tętnicy krezkowej. Mamy natomiast pewne możliwości walki z krwotokiem zewnętrznym, szczególnie gdy jest on umiejscowiony w obrębie kończyn.
Amerykańskie dane płynące z wojny w Wietnamie wskazały, że około 2500 żołnierzy zmarło w wyniku wykrwawienia z powodu ran kończyn dolnych lub górnych przy braku innych obrażeń. Jednym słowem – gdyby udało się szybko zatamować krwawienie, żołnierze ci z dużym prawdopodobieństwem przeżyliby. Z kolei w 1993 roku, tuż po operacji „Pustynna Burza”, płk Ron Bellamy stwierdził: Jeżeli podczas następnej wojny będziecie mogli zrobić tylko dwie rzeczy: 1) zakładać opaski uciskowe, 2) odbarczać odmę prężną, wtedy prawdopodobnie zapobiegniecie od 70 do 90% śmierci możliwych do uniknięcia na polu bitwy1.
Współczesna opaska uciskowa. Źródło: machala.info
Od tamtego momentu opaski uciskowe zyskiwały na popularności, jednak swój prawdziwy renesans (przynajmniej w Wojsku Polskim) przeżywają od czasu II wojny w Iraku. Znajdują się one w pakietach indywidualnych żołnierzy. Powstały nowe konstrukcje opasek ułatwiające ich założenie nawet jedną ręką takie jak SOFTT-W, MAT, czy chyba najbardziej popularna CAT. Zmieniła się także strategia postępowania. Opaska uciskowa nie jest już „deską ostatniego ratunku”. Teraz uczy się żołnierzy, że jeśli mamy do czynienia z masywnym krwotokiem z kończyn (np. w przypadku amputacji urazowej) opaskę należy założyć jak najszybciej i jak najmocniej. Ma to szczególne znaczenie podczas aktywnej wymiany ognia, gdy brak jest miejsca i czasu na inne procedury ratownicze. W takim wypadku sprawne założenie opaski uciskowej może stanowić o życiu rannego. Niezwykle istotne jest aby odnotować godzinę założenia opaski, poprzez namalowanie na czole poszkodowanego litery „T” i dokładnego czasu.
Do niedawna obowiązującym standardem było wpierw podjęcie prób założenia opatrunku uciskowego na miejsce krwawienia i dopiero przy bezskuteczności takiego postępowania aplikacja opaski uciskowej. W przypadku rozerwania dużej tętnicy, na przykład podkolanowej, takie działanie mogło jednak skutkować śmiercią rannego albo pogorszeniem jego stanu. 
Opaska Singera była jednym z podstawowych typów opasek uciskowych wykorzystywanych przez armie Commonwealth'u. Warto zwrócić uwagę na strzałki - symbol War Department, którym znakowano sprzęt wyprodukowany dla sił zbrojnych - na opasce w postaci pieczątki, na pokrętle wygrawerowana.
A jak to było kiedyś? W czasie II wojny światowej opaski uciskowe były standardowym wyposażeniem zestawów sanitarnych wojsk brytyjskich (więc także Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie). Instrukcja “Royal Army Medical Corps Training Pamphlet No. 3 1944” polecała jednak: (…) w pierwszej pomocy opaska uciskowa powinna być założona dopiero wtedy, gdy próby zatamowania krwawienia innymi sposobami okazują się nieskuteczne2. Obawiano się przede wszystkim niedokrwienia tkanek znajdujących się dystalnie od opaski. Zresztą bardzo słusznie. Bezsensowna jest jednak walka o uratowanie kończyny gdy pacjent zmarł…
Kolejna opaska tym razem typu St. John's Ambulance. Swoją budową nasuwa skojarzenia ze współczesnymi opaskami uciskowymi. Klamra umożliwiała szybkie zapięcie opaski nawet jedną ręką. Krępulec wykonano z bambusa. 

Dziś sięgamy do starych metod, tylko w nowym wydaniu. W gruncie rzeczy sama technika się nie zmieniła. Ewolucji uległ natomiast sposób myślenia o opaskach uciskowych.
      
Przypisy:
1) CLS – Combat Lifesafer. Kurs ratownika pola walki – materiał szkoleniowy dostępny na stronie internetowej Wojskowego Centrum Kształcenia Medycznego im. gen. bryg. dr. med. Stefana Hubickiego: http://www.wckmed.wp.mil.pl/pl/14.html
2) Royal Army Medical Corps Training Pamphlet No. 3 1944, s. 97





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz