Niewiele jest krajów, które
tak mocno i tak pozytywnie jak Szkocja związane są z wojennymi losami Polaków. Na
mapie Europy trudno też odnaleźć miasto, któremu polska medycyna zawdzięcza
tyle co Edynburgowi.
Po klęsce kampanii wrześniowej
Wojsko Polskie od nowa zorganizowało się pod wodzą gen. Sikorskiego we Francji.
Jednak i ona uległa. Polscy żołnierze po raz kolejny w przeciągu roku musieli się
ewakuować – tym razem na Wyspy Brytyjskie. Padło na Szkocję. Był rok 1940.
Mimo, że deszczowa pogoda dawała się naszym we znaki, mimo, że krajobraz daleki
był od swojskich pól Mazowsza i zadrzewionych
stoków Karpat, Szkocja stała się dla nich tymczasową ojczyzną. Szkoci przyjęli
Polaków z otwartymi rękami. Nawiązały się pierwsze przyjaźnie, rozkwitały
romanse, rodziły się dzieci, powstawały polsko-szkockie rodziny. W portach w
Dundee i Rosyth cumowały polskie okręty. Niedaleko nich formowano polskie
jednostki – 1. Dywizję Pancerną gen. Stanisława Maczka i 1. Samodzielną Brygadę
Spadochronową pod dowództwem gen. Stanisława Sosabowskiego. W 1944 weszły one
do działań bojowych na Kontynencie. Na front poszli także ich lekarze. Wielu z nich było absolwentami powstałego w 1941 roku
Polskiego Wydziału Lekarskiego przy Uniwersytecie w Edynburgu. Uczelnia ta
miała wyjątkowy charakter. W momencie, gdy Polska po raz kolejny zniknęła z
mapy świata, w całkowicie obcym kraju na mocy przedwojennego polskiego prawa funkcjonował wydział lekarski. Miał on prawo nadawać tytuł lekarza i doktora
medycyny. Do 1949 mury tej uczelni
opuściło 227 polskich lekarzy. Siedzibą PWL były przepiękne
zabudowania Medical Buldings, których gospodarzem był Wydział Lekarski Uniwersytetu w Edynburgu. Kadrę stanowili
przedwojenni polscy profesorowie, docenci i doktorzy. Dziekanem został prof.
Antoni Jurasz – kierownik kliniki chirurgicznej w Poznaniu. Zapleczem
klinicznym dla wydziału był przede wszystkim Szpital im. Ignacego Paderewskiego
zlokalizowany przy Western General Hospital w Edynburgu. Studenci mieli tam
zajęcia z chorób wewnętrznych, laryngologii, okulistyki i stomatologii. Reszta
ćwiczeń odbywała się w siedzibie Wydziału Lekarskiego oraz Royal Infarmary of Edinburgh.
Dla historii polskiej anestezjologii Polski Wydział
Lekarski jest miejscem szczególnym. To właśnie tam po raz pierwszy w dziejach
polskiej medycyny anestezjologię zaczęto wykładać w ramach osobnego przedmiotu
klinicznego. Zresztą Edynburg to także historia anestezjologii światowej. W 1832
roku dyplom lekarski University of Edinburgh Medical School uzyskał James Young
Simpson pionier anestezjologii, który w 1847 wprowadził do kliniki chloroform. Wśród innych znanych absolwentów tej uczelni
znajduję się także twórca Sherlocka Holmesa Arthur Conan Doyle, twórca zasad
antyseptyki chirurg Joseph Lister, neurolog i anatom Charles Bell, od nazwiska
którego pochodzi nazwa porażenia nerwu twarzowego, czy neurolog Samuel Wilson,
który pierwszy opisał chorobę związaną z zaburzeniem gospodarką miedzią (choroba
Wilsona). Do badaczy związanych z
Wydziałem Lekarskim Uniwersytetu w Edynburgu należy też sześć Nagród
Nobla (pięć przyznano za odkrycia w medycynie, jedną w chemii). Długo by
wymieniać. W Edynburgu po prostu czuć historyczno-medyczną atmosferę. Dodam
jeszcze, że pięciu lekarzy Royal Army Medical Corps – absolwentów edynburskiego Uniwersytetu – otrzymało
Victoria Cross – najwyższe odznaczenia Armii Brytyjskiej.
Nie trudno rozpoznać tę dziewczynę. Bo kim może być owieczka z Royal
Museum of Scotland jak nie Dolly - pierwszym sklonowanym ssakiem?Wyczyn
dokonany w 1996 roku przez naukowców z należącego do Uniwersytetu w
Edynburgu Roslin Institute był krokiem milowym w dziejach genetyki i medycyny. Z klonowaniem wiąże się wiele nadziei ale i obaw.
W sierpniu byłem na stażu na oddziale ratunkowym St. John’s Hospital w Livingston 10 mil na zachód od Edynburga. A po nim przyszedł czas na stolicę Szkocji – już w ramach wakacji. Na trasie historycznych spacerów po tym jednym z najbardziej urokliwych europejskich miast nie mogło zabraknąć miejsc związanych z historią medycyny.
W sierpniu byłem na stażu na oddziale ratunkowym St. John’s Hospital w Livingston 10 mil na zachód od Edynburga. A po nim przyszedł czas na stolicę Szkocji – już w ramach wakacji. Na trasie historycznych spacerów po tym jednym z najbardziej urokliwych europejskich miast nie mogło zabraknąć miejsc związanych z historią medycyny.
Obowiązkowy punkt wycieczek po
Edynburgu to przepiękna siedziba University of Edinburgh Medical School. Na
jej dziedzińcu znajduje się pamiątkowa tablica poświęcona Polskiemu Wydziałowi
Lekarskiemu. Funkcjonuje tu także Muzeum
Anatomii. Niestety otwarte jest tylko raz w miesiącu. Mi się na szczęście
udało. Świetną sprawą jest, że na budynkach należących do Uniwersytetu w
Edynburgu znajdują się pamiątkowe tablice poświęcone wybitnym postaciom
związanym z tą uczelnią. Przy bramie wejściowej na dziedziniec Medical Buldings znajdują się te
przypominające o sir Jamesie Youngu Simpsonie, Josephie Listerze, Arturze Conan
Doyle’u oraz Sophie Lousie Jex-Blake - lekarce walczącej o prawo dla kobiet do studiowania medycyny.
Ze Szpitala im. Paderewskiego nie zostało niestety już nic. Podczas niedawnej rozbudowy Western General Hospital zabytkowy budynek został wyburzony. O tym, że kiedyś znajdował się tu polski szpital przypomina jedynie tablica zamontowana w holu oddanego do użytku w 2012 roku Royal Victoria Bulding mieszczącego oddziały geriatryczne.
Ze Szpitala im. Paderewskiego nie zostało niestety już nic. Podczas niedawnej rozbudowy Western General Hospital zabytkowy budynek został wyburzony. O tym, że kiedyś znajdował się tu polski szpital przypomina jedynie tablica zamontowana w holu oddanego do użytku w 2012 roku Royal Victoria Bulding mieszczącego oddziały geriatryczne.
Ćwiczenia w Szkocji: załadunek rannych do ambulansów przed Szpitalem im. Paderewskiego w Edynburgu. [Fot.
Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego]
Bardzo lubię cmentarze. Każdy
nagrobek to czyjaś historia. Czyjeś życie. Edynburg pełny jest pięknych
zabytkowych cmentarzy. Znajdują się tu także dwa polskie cmentarze wojskowe.
Leżą na nich polscy żołnierze, którzy zmarli w Szkocji podczas wojny oraz w
okresie powojennym na emigracji. Wśród nagrobków na Corstorphine
Hill Cemetery odnaleźć można grób doktora Zygmunta Kocaya, lekarza
Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich.
Cmentarz Corstorphine
Hill
Na cmentarzu Comely Bank znajdują się mogiły żołnierzy poległych podczas I i II wojny światowej oraz pandemii grypy hiszpanki. Obok siebie spoczywają żołnierze szkoccy, nowozelandzcy, australijscy oraz dziewczyny z Auxillary Territorial Services.
Warto odwiedzić także Comely Bank Cementary,
na którym znajdują się kwatery żołnierzy-ofiar I i II wojny
światowej. Podczas
obu konfliktów Edynburg był ważnym ośrodkiem szpitalnym. W czasie „wielkiej
wojny” na cmentarzu tym chowano pacjentów 2nd Scottish General Hospital, Edinburgh
War Hospital oraz Leith War Hospital. Szpitale
te obsługiwane były przez personel Royal Army Medical Corps oraz Queen
Alexandra’s Imperial Military Nursing Service. Łącznie leży tu 225 żołnierzy różnych narodowości. Wśród nich znajdują się
ofiary grypy „hiszpanki”. W latach 1918-19 jej pandemia pochłonęła co
najmniej 50 milionów istnień ludzkich na całym świecie. Jeśli zaś chodzi o ofiary II wojny
światowej, to na cmentarzu spoczywa 76 żołnierzy, w tym dziewczyny z ATS.
Ciekawostką jest, że w Wielkiej Brytanii zaciąg do poszczególnych regimentów z grubsza oparty był na rejonizacji, w przeciwieństwie do Polski, gdzie czymś powszechnym było i jest, że żołnierz np. z Rzeszowa trafiał do jednostki w Poznaniu. Stąd przechadzając się po szkockich cmentarzach i cmentarzykach łatwo możemy "po nagrobkach" dojść jaki pułk znajdował się w pobliżu danej miejscowości. Groby żołnierzy (najczęściej z okresu I wojny światowej) oraz tablice pamiątkowe z wyrytymi nazwiskami poległych przypominają jak wielkie piętno na lokalnych społecznościach wywarły wojny .
Na cmentarzu Comely Bank znajdują się mogiły żołnierzy poległych podczas I i II wojny światowej oraz pandemii grypy hiszpanki. Obok siebie spoczywają żołnierze szkoccy, nowozelandzcy, australijscy oraz dziewczyny z Auxillary Territorial Services.
Niegdyś szpital wojenny
znajdował się także na edynburskim zamku. Dziś znajduje się tam National War
Museum. I tam można trafić na eksponaty związane z medycyną wojenną. Obok
narzędzi do zabijania, często w bardzo drastyczny sposób, prezentowane są narzędzia
chirurgiczne, służące do ratowana życia…
Wisienką na torcie wędrówki
śladami historii medycyny po Edynburgu była wizyta w siedzibie Royal College Surgeons of Edinburgh czyli Surgeon’s Hall. W muzeum chirurgii prezentowane są m.in. niesłychanie ciekawe preparaty anatomiczne
różnego rodzaju obrażeń wojennych: od ran postrzałowych jelit, płuc i kości,
poprzez złamania twarzoczaszki, „stopy okopowej” amerykańskiego żołnierza z
czasów II wojny światowej, skończywszy na płucach poległych w wyniku ataku gazowego
na frontach I wojny światowej. Naocznie przekonać się mogłem czym różnią się
obrażenia zadane kulą z karabinu z początku XIX wieku od tych, wyrządzonych
przez „pociski szybkie” niemieckich Mauserów. Niezwykła jest też
kolekcja instrumentów chirurgicznych pochodzących z różnych czasów: wojen
napoleońskich, wojny krymskiej, wojen burskich oraz konfliktów XX wieku. Zdjęć
z Surgeon’s Hall nie prezentuję, niech każdy zobaczy sam!
A co do praktyk w St. John’s
Hospital, to nigdy ich nie zapomnę. Nie chodzi tylko o walory,
powiedzmy, edukacyjno-kliniczne, ale o to, jak mnie przyjęto. Osobiście mogłem doświadczyć tego (no, może z wyjątkiem tych "pustych szklanek") o czym pisał sławny kmdr. Eugeniusz Pławski dowódca ORP „Piorun”:
Restauracja rzęsiście oświetlona kandelabrami i lampionami ogromnie
przypadła mi do gustu. Sucha i wysoka kelnerka-Szkotka przyjęła zamówienie i
zapytała jakie chcę wino. Zupełnie bez zastanowienia powiedziałem że Beaujolais
23, na co kelnerka odeszła. I okazało się, że znalazło się żądane wino, a
kolacja bez przesady była zupełnie przedwojenna. Z poczuciem prawdziwej
rozkoszy powstałem od stołu i skierowałem się do pokoju bilardowego. Czułem się
wyśmienicie i byłem pełen energii i ambicji rozbicia każdego przeciwnika na
zielonym suknie. Na Sali zauważyłem dwa stoły, dookoła których krążyli cywile i
wojskowi, jedni w spodniach, inni w kraciastych spódnicach. Dookoła na pólkach
i stoliczkach stały dziesiątki pustych szklanek, a każdy z grających trzymał w
ręku swego drinka, a w drugiej kij bilardowy. Kibice trzymali szklanki i fajki.
Nie zdążyłem rozgościć się na kanapce, gdy zostałem otoczony przez kilku
spośród obecnych. Posypały się pytania z jakiej jestem Navy, co robię w
Glasgow, itp. Po kilku minutach byłem już przedstawiony wszystkim obecnym, a
każdy na wyścigi proponował mi drinka. O grze w bilard nie było oczywiście
mowy. Gdy po dwóch godzinach mocno podniecone towarzystwo zaczęło rozchodzić
się po domach, miałem pełną kieszeń adresów, numerów telefonów i zaproszeń na
obiady i „party”. Jeden z obecnych panów wręczył mi wizytówkę, na której
napisał „ważne dla dwóch osób”. Było to
darmowe wejście do wszystkich kinoteatrów firmy „Odeon” w Glasgow i Edinbourghu
na czas trwania wojny (for the duration). Tego wieczoru pokochałem Szkotów. Nie
mają w sobie nic a nic z tego angielskiego „reserve” (dystansu). Są
bezpośredni, zawierają przyjaźń „od pierwszego wejrzenia”. Są pełni dobrego
humor, a te przysłowiowe szkockie skąpstwo pozostawmy bez reszty Anglikom.
Państwo Carmichael w Greenock nie byli wyjątkowymi Szkotami, jak mi się
wydawało na początku. Nie dziwię się też, że tak wielka ilość Polaków pojęła
Szkotki za żony.* Ja też się nie dziwię:)
* E. Pławski: "Fala za falą... Wspomnienia dowódcy ORP "Piorun". Wydawnictwo Finna, Gdańsk
Ostatni dyżur skończyłem o 01:30 30 sierpnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz