Wypadek na
desce – złamany nadgarstek, szaleństwo na nartach – złamana kość piszczelowa,
samotny rajd na bramkę przeciwnika – złamana kostka, samotny rajd na twarz gościa
narzucającego się naszej ukochanej –
złamana I kość śródręcza… no albo nos – zależy od bojowego doświadczenia. Wielu
z czytających to forum na pewno kiedyś sobie coś złamała. Nastawienie, gips,
może trzeba było zoperować, kilka miesięcy rehabilitacji i cała sprawa odeszła
w niepamięć.
Pewnie jednak rzadko
kto zdaje sobie sprawę z tego, że
złamanie może bezpośrednio zagrażać życiu. Złamanie to niemal zawsze
krwawienie. Z powodu złamanej miednicy można stracić przeszło pięć litrów krwi.
To tyle ile krąży w naczyniach siedemdziesięciokilowego człowieka!
Złamane podudzie to utrata około litra, a uda – dwóch litrów krwi. Rachunek jest
prosty: mnogie złamania obu kończyn mogą prowadzić do wstrząsu krwotocznego.
Źródłem
krwawienia jest jama szpikowa, drobne naczynia odżywcze kości, sploty żylne
(jak w przypadku miednicy), uszkodzone przez przemieszczone odłamy kostne tkanki
miękkie oraz duże naczynia; w przypadku rozerwania tętnicy udowej lub
podkolanowej sprawa staje się dramatyczna. Nawet gdy ściany naczyń nie są
rozerwane może dojść do ucisku tętnicy z wtórnym niedokrwieniem
dystalnych części kończyny. Do tego dochodzi jeszcze porażenie nerwów.
Widzimy
więc, że złamanie miednicy i kończyn wymaga pilnej pomocy. Szybkie unieruchomienie,
już na miejscu wypadku, nie tylko może decydować o tym, czy ktoś zostanie
kaleką, czy nie, ale może także zaważyć o przeżyciu. Stabilizacja i
zastosowanie wyciągu zmniejsza ryzyko dalszego przemieszczania się odłamów i
wtórnego urazu oraz zmniejsza krwawienie. Doskonale zdawano sobie z tego już
sprawę kilkadziesiąt lat temu, w czasach minionych wojen.
W każdym
brytyjskim podręczniku pierwszej pomocy z okresu II wojny światowej znajduje
się rozdział poświęcony złamaniom. Niemal we wszystkich jest też coś na
temat szyny Thomasa (Thomas splint). Ten rodzaj szyny lepiej niż prostsza w użyciu i z
pewnością najbardziej powszechna (wtedy i dziś) szyna Kramera stabilizowała
złamanie. Szyna taka doskonale spisywała się w warunkach polowych zapewniając nie
tylko dobrą stabilizację złamanej nogi, ale także jej trakcję.
Relacjonuje
dr Adam Majewski pracujący na batalionowym punkcie opatrunkowym podczas bitwy o
Monte Cassino: Jurecki robił zastrzyki z
morfiny. (…) Potem z
dwudziestocentymetrowej strzykawki wstrzykiwał jeden centymetr sześcienny surowicy
przeciwtężcowej, ja w tym czasie oglądałem ranę, zasypywałem proszkiem
sulfatiazolowym i zakładałem opatrunek ze sterylną poduszeczką. Szybko badałem
rannego w poszukiwaniu innych uszkodzeń. Następnie założyłem na złamane udo
szynę Thomasa z wyciągiem za podeszwę buta. Wszystko to wykonywaliśmy przy
przyćmionych latarkach elektrycznych.
Sposób założenia szyny Thomasa w polowych warunkach. Rysunek pochodzi z "Royal Army Medical Corps Training Pamphlet No.3". |
„A Field Surgery Pocket Book” wydane przez War Office w styczniu 1944 roku zalecał, aby na polowym punkcie opatrunkowym złamanie kości długich było „z największą starannością” unieruchomione w szynie. Zakładający ją lekarz powinien też usunąć w tym momencie polowe unieruchomienie założone na polu bitwy. Czasem zabieg taki wymagał krótkotrwałego znieczulenia.
Definitywna repozycja złamania i unieruchomienie odbywały się dopiero w wysuniętym centrum chirurgicznym w warunkach sali operacyjnej. W przyfrontowych polowych szpitalach ewakuacyjnych lekarze dysponowali przenośnymi lekkimi aparatami rentgenowskimi, poza tym, aby nastawić przemieszczone odłamy kostne pacjenta trzeba było znieczulić. Gdy do złamania doszło w wyniku postrzału lub ranienia odłamkiem chirurdzy wpierw musieli oczyścić ranę z zabrudzeń, odłamków i fragmentów kości. Kończyny unieruchamiano w gipsie (ang. Plaster of Paris). Jedna z metod zakładała także unieruchomienie w szynie Thomasa i dopiero w drugiej kolejności założenie gipsu. Repozycja i unieruchomienie w szynie i/lub gipsie była podstawą leczenie złamań kości długich podczas wojny. Nie dysponowano wtedy bowiem jeszcze gwoździami śródszpikowymi oraz płytami do osteosynezy.
Na fotografii uchwycono moment układania kończyny w szynie Thomasa na sali operacyjnej jednego z brytyjskich szpitali polowych. |
Bardzo lubię historię medycyny :-D
OdpowiedzUsuń.
OdpowiedzUsuńKiedyś medycyna wyglądała zupełnie inaczej...dobrze że wiedza dzisiejsza jest na wyższym poziomie. O ile dorośli jakoś te operacji przechodzili, to dzieci pewnie nie. Dzisiejsza ortopedia na https://carolina.pl/ortopedia-dziecieca/ jest zdecydowanie do pozazdroszenia dla osób z tamtych czasów
OdpowiedzUsuńNatrafiłem na ten artykuł przy okazji przerabiania prezentacji z fakultetu "medycyna na wojnie", chcąc wyszukać nieco więcej informacji o szynie Thomasa...i bardzo się cieszę, że wyskoczył ten blog!
OdpowiedzUsuń