czwartek, 5 stycznia 2017

Bezsenne noce pod Arnhem

Tommies! Komm zu uns! – nawołują głosy z ciemności. Niemcy nie są naiwni. Nie liczą na to, że któryś z obrońców przejdzie na ich stronę. Zdają sobie sprawę, że naprzeciw siebie mają najdzielniejszych synów Albionu, Szkocji, Walii i Irlandii. I najlepiej wyszkolonych… Chodzi raczej o złamanie ducha i zmiękczenie przeciwnika. Trwa operacja „Market-Garden”. „Czerwone diabły” wspierane przez pododdziały polskiej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej są wyczerpane walką i ciągłym ostrzałem artyleryjskim. Zamknięci w kotle Oosterbeek pod Arnhem cały czas zaciekle bronią się na obronnym perymetrze w oczekiwaniu na przybycie XXX Korpusu. 
Kolejna nieprzespana noc… Brudni, cuchnący, udręczeni psychicznie i zmęczeni do granic możliwości ludzkiego organizmu żołnierze brytyjskiej 1. Dywizji Powietrznodesantowej obłędnym wzrokiem wpatrują się w przedpole. Co jakiś czas wśród zarośli majaczą jakieś cienie. Wystrzał strzelca wyborowego, ktoś pada. Wybuchy kilku granatów, potem serie Brena i Stenów. Kolejny lokalny atak Niemców zostaje odparty. Mija pół godziny i znów wybucha kilka granatów moździerzowych. Na niebie zawisa flara. Niemiecki patrol bada obrońców.  
Deprywacja snu to tortura – metoda znana od wieków. Człowiek pozbawiony snu traci nad sobą kontrolę. Pojawiają się zaburzenia psychiczne i neurologiczne, w tym omamy. Szwankuje ocena sytuacji oraz wyczucie odległości. W ten sposób wymuszano zeznania od przesłuchiwanych osób. Więc jak do cholery bronić się, jak skupić się na posterunku w nocy, jak wypatrywać wroga, kiedy w ciągu ostatnich dni udało się zmrużyć oczy jedynie na kilka chwil?
Na szczęście Brytyjczycy mają benzedrynę. To substancja psychoaktywna o działaniu pobudzającym, dziś bardziej znana pod międzynarodową nazwą amfetamina. Zażywają ją w najcięższych momentach. Relacjonuje Lance-Sergeant Harold Padfield z Królewskiego Korpusu Inżynieryjnego: Nadeszła noc, a z nią ataki granatami i uporczywe rajdy z zewnątrz, które za każdym razem udawało się odeprzeć, ale to oznaczało, że nie było szans aby uciąć sobie zasłużoną drzemkę. O północy zdecydowałem, że nadszedł czas, by wziąć jedną z moich tabletek Benzedrine, ponieważ nie spałem ani chwili od soboty, a właśnie rozpoczynał się wtorek.    
Pierwszą firmą, która na przełomie lat 20. i 30. XX wieku rejestruje amfetaminę pod nazwą handlową 'Benzedrine' jest amerykański koncern farmaceutyczny Smith, Kline and French Laboratories. Na rynku cywilnym znajduje ona zastosowanie w leczeniu narkolepsji, depresji i stanów przewlekłego zmęczenia. Podejmuje się także próby leczenia przy jej użyciu schizofrenii, parkonsonizmu czy padaczki. Na łamach polskiego emigracyjnego czasopisma medycznego „Lekarz Wojskowy” reklamuje się lek: „BENZEDRINE” przedewszystkim pobudza czynności umysłowe i wywołuje dobre samopoczucie. Lek ten oddaje szczególne usługi w stanach przygnębienia i wyczerpania spowodowanych długotrwałym wysiłkiem fizycznym i umysłowym, dodaje świeżych sił osobnikom wykonującym długotrwałą i ciężką pracę, usuwa zmęczenie, przyspiesza procesy myślowe bez upośledzenia uwagi i zdolności skupienia się i rozumowania, ułatwia powzięcie decyzji, zwiększa energję i zdolność do pracy.”  O psychozach, dużym potencjale uzależniającym, zawałach serca i udarach mózgu w młodym wieku nikt oficjalnie nie mówi.



Benzedrynę w roli neurostymulanta wykorzystuje Armia Brytyjska. Tabletki wchodzą w skład zestawów przetrwania znajdujących się na pokładach maszyn RAF. Bada się również jej użyteczność przy długodystansowych nocnych lotach bombowych. Amfetaminę wydają swoim lotnikom także Amerykanie.

Armijna instrukcja podaje:
Wskazania – Benzedrine powinna być użyta jedynie w przypadkach wyczerpania bojowego spowodowanego pozbawieniem snu i tylko wtedy, gdy akcja ma być kontynuowana np. po 48 godzinach ciągłych walk. (…) Nie może ona być stosowana jako substytut snu.
Dawkowanie – jednorazowo 5mg (1 tabletka) lub 10 mg (2 tabletki). Dawka może być powtarzana dwu lub trzykrotnie w odstępach 5-6 godzin. Dobowa dawka nie powinna przekraczać 20mg.
Działanie – podstawowym efektem jest zmniejszenie senności. Człowiek staje się bardziej czujny i w mniejszym stopniu odczuwa efekty zmęczenia. Jeżeli brak snu jest przyczyną pogorszenia zdolności psychomotorycznych i utrudnia wykonanie zadania, Benzedrine może częściowo złagodzić ten niekorzystny efekt. Benzedrine ma wpływ na nastrój, ale nie powinna być zażywana w tym celu. Jej nadużywanie może powodować gadulstwo i sprzyja nieodpowiedzialnemu zachowaniu. Benzedrine zmniejsza także apetyt.
Działania nieporządane – dawka 10mg powoduje działania niepożądane jedynie w mniej niż 5% przypadków. U 2% przyjmujących lek obserwuje się zaburzenia psychiczne – podniecenie, euforię, niepokój. W kolejnych 2% przypadków może powodować objawy somatyczne takie jak przyspieszona lub nierówna akcja serca, czy bóle głowy.
Działanie uzależniające – istnieje ryzyko, że część żołnierzy będzie nadużywała leku w przypadku utraty kontroli nad jego dystrybucją. Benzedryna zmniejsza poczucie szarzyzny i nieudolności, daje poczucie, że jej zażywanie przynosi jedynie korzyści, stąd część ludzi może odczuwać chęć jej zażywania w trudnych chwilach. Efekt jest przejściowy, ponieważ przyjmowanie większych dawek powoduje nasilenie lęku i napięcia.
Dystrybucja – lek powinien być wydawany jedynie pod kontrolą lekarza oddziału.

Brytyjski spadochroniarz na posterunku w zniszczonym budynku w Oosterbeek wypatruje wroga. Walki pod Arnhem są niezwykle zacięte i intensywne, wyczerpujące psychicznie i fizycznie, odbywają się na bardzo krótkich dystansach. Żołnierze 1. Dywizji Powietrznodesantowej nie śpią godzinami i wspomagają się amfetaminą.

Pod Arnhem amfetamina jest w powszechnym użyciu. Brytyjscy spadochroniarze biorą ją także w noc ewakuacji na południowy brzeg Renu. Gen. Roy Urquhart, dowódca dywizji: Zbliżał się czas naszego wyruszenia z Hotelu Hartenstein. Kapelan życzył nam szczęśliwej drogi. Spaliliśmy wszystkie nasze papiery. W swoim plecaku znalazłem zapomnianą flaszkę whisky. Puściłem ją w krąg; myślę, że każdy z tej grupy dostał swój łyk. Sierżant szef, nadal troszczący się o równy podział, rozdzielił pigułki benzedryny. Włożyłem swoje do kieszeni z zamiarem późniejszego ich użycia, ale zapomniałem o nich.
Jednak jej użycie nie zawsze kończy się do końca dobrze. Gdy u ludzi kapitana Ericka Mackaya pojawiają się objawy wyczerpania dostają oni tabletki ‘Benzedrine’. U części z nich pojawiają się objawy psychotyczne. Niektórzy z żołnierzy zaczęli widzieć podwójnie, inni widzieli rzeczy, które nie istniały – relacjonuje jeden z “czerwonych diabłów”. I zaraz dodaje: ale czy wyimaginowane potworności w ich głowach mogły być gorsze od tego, co działo się wokół nich naprawdę? 

W Hartenstein Hotel w Oosterbeek, gdzie obecnie znajduje się Airborne Museum a w czasie bitwy działał sztab 1. Dywizji Powietrznodesantowej obejrzeć można także sprzęt używany przez Królewski Korpus Służby Zdrowia. W jednej z gablot pomiędzy ampułkami z morfiną, opaskami z czerwonym krzyżem i innymi elementami wyposażenia medycznego odnaleźć można fragment opakowania z tabletkami 'Benzedrine' [nr 8]. Na niepozornie wyglądający eksponat pewnie rzadko kto zwraca uwagę. Tymczasem jest on niezwykle ciekawym i rozbudzającym wyobraźnię świadectwem walk toczących się w tym miejscu przed ponad siedemdziesięcioma laty .  

środa, 7 grudnia 2016

„Ilustrowany Kurier Codzienny” donosi: pierwszy samolot sanitarny w Krakowie



21. listopada 1927 r. „Ilustrowany Kurier Codzienny”:
 


Pierwsze nieśmiałe próby zaadaptowania samolotu do roli latającego ambulansu podejęło w roku 1910 dwóch amerykańskich oficerów, już siedem lat po pierwszym locie braci Wright. Eksperyment zakończył się jednak katastrofą – samolot rozbił się po kilkuset metrach lotu. Raczkujące lotnictwo nie było jeszcze gotowe na przewóz chorych. Dopiero I wojna światowa i dynamiczny rozwój konstrukcji lotniczych umożliwiła pierwsze udane próby podniebnego przewozu pacjentów. W 1915 roku Francuzi prowadzili lotniczy transport rannych na froncie serbskim, choć pierwsza modyfikacja Doranda AR przystosowana do tego celu pojawiła się dopiero w roku 1917. Niedługo później – na początku 1918 roku – powstała z kolei sanitarna wersja amerykańskiego Curtissa JN-4D Jenny zaprojektowana przez kpt. William C. Ockera i mjr. Wilsona E. Drivera. W 1919 roku Brytyjczycy zmodyfikowali swojego Airco DH.6. Wersja ta nie weszła jednak do użycia.
Prawdziwy rozwój lotniczej ewakuacji medycznej następ dopiero po zakończeniu Wielkiej Wojny. Jego areną były bezkresne pustynne przestrzenie Bliskiego Wschodu oraz północnej Afryki. Duże odległości dzielące brytyjskie garnizony wojskowe od szpitali oraz brak infrastruktury drogowej sprawiały, że transport lotniczy był nieraz jedyną szansą na przeżycie dla rannych i chorych. Tak było w kwietniu 1923 roku, kiedy to operujący w Północnym Kurdystanie oddział Jego Królewskiej Mości zdziesiątkowała czerwonka. Z bazy Rowanduz na terenie dzisiejszego Iraku, do Kirkuku, a dalej do Bagdadu, lotnicy przerzucili 198 chorych. Gdyby nie lotnictwo ich los byłby przesądzony. Rozkwit ewakuacji medycznej w Service Aéronautique także związany bz koloniami. W roku 1922 służbę operacyjną rozpoczął dywizjon sześciu maszyn, którego zadaniem był właśnie transport sanitarny. Jego piloci wykazali się podczas wojny w Republice Rifu (obecnie leży w Maroku). Łącznie ewakuowali oni drogą powietrzną około 2200 rannych francuskich żołnierzy.
Polacy dość szybko docenili tę formę transportu medycznego. Już w 1924 roku w młodym i pełnym problemów państwie powołany został Komitet Utworzenia Lotnictwa Sanitarnego. Inicjatorem tego przedsięwzięcia był gen. dr med. Felicjan Sławoj-Składkowski. Pierwszy lot z pacjentem odbył się na trasie Dęblin-Warszawa w roku 1925. Generał był wielkim orędownikiem lotnictwa sanitarnego. Na bieżąco śledził jego rozwój w innych krajach. Dał temu wyraz w okólniku ministra spraw wewnętrznych z 8 lutego 1927 roku: Doświadczenia z ostatniej wielkiej wojny europejskiej, a także z walk ostatnich w Marokko, Syrii i d. p . wykazały, jak wielkie znaczenie mają samoloty przy przewożeniu rannych z pola bitew do punktów opatrunkowych i do szpitali. (…) Ministerstwo Spraw Wojskowych zgodziło się przeznaczyć 3 samoloty sanitarne dla użytku ludności cywilnej. (…) Jakkolwiek dla zapewnienia całej ludności Polski przewozu samolotami sanitarnymi potrzeba będzie prócz tych trzech samolotów jeszcze 5-6 nowych, to jednak dla dobra sprawy nie należy czekać, lecz przystąpić do uruchomienia gotowych już samolotów, tembardziej, że brakujące w roku przyszłym będą już gotowe (pisownia oryginalna – aut.).
W roku 1928 polskie lotnictwo sanitarne posiadało już 20 maszyn. Samolotem, który listopadowej niedzieli 1927 roku rozpoczął służbę na rakowickim lotnisku był francuski dwupłatowy Hanriot H-28S. Na pokład mógł zabrać jedną parę noszy, a oprócz szachownic polskiego lotnictwa wojskowego na kadłubie wymalowane miał znaki Czerwonego Krzyża. W całej Polsce takich maszyn latało kilkanaście. Wchodziły one w skład pułków lotniczych, ale transportowały do odległych szpitali nie tylko żołnierzy. Z ich usług korzystała także ludność cywilna. Z biegiem czasu na polskim niebie pojawiały się kolejne maszyny z czerwonym krzyżem m.in. Lublin R-XVIb oraz RWD 13S. Należały one do Ligii Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej oraz PCK.  

Hanriot H-28S z 2 Pułku Lotniczego. Widoczny sposób transportu pacjenta. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Sanitarny Lublin R.XVIb. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.
Uroczyste przekazanie sanitarnego RWD-13S. Rakowice, październik 1938 r. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe.

niedziela, 13 listopada 2016

Zabójczy tężec


Tężec to straszna, dziś już niezwykle rzadko spotykana w krajach rozwiniętych, choroba. Ale jeszcze siedemdziesiąt lat temu zbierał on obfite żniwo.
Zaczyna się od zwiększonego napięcia mięśni. Pojawiają się problemy z przełykaniem i żuciem, które stopniowo przeradzają się w skurcze. Przybierają one z czasem postać napadową, są silne, bardzo bolesne, człowiek wygina się i pręży. Szczękościsk jest tak wielki, że uniemożliwia otwarcie ust pacjenta nawet przy użyciu znacznej siły. Konający chory leży wygięty w łuk z głową mocno odgiętą do tyłu – to tak zwany opistotonus. Dochodzi do porażenia układu nerwowego, niewydolności krążenia, niewydolności oddechowej i w ostateczności śmierci.
Za tak dramatycznymi objawami stoi tetanospazmina – neurotoksyna produkowana przez beztlenową, gram dodatnią laseczkę tężca – Clostridium tetani. Wędruje ona z zakażonej rany do mózgu oraz rdzenia kręgowego i tam blokuje wydzielanie neuroprzekaźników w synapsach nerwowych. Żyzne, obficie nawożone europejskie pola to idealne warunki dla tych bakterii. Co gorsza ich przetrwalniki mogą przetrwać w glebie wiele lat, są odporne na środki dezynfekcyjne, a nawet na wysoką temperaturę. Nic więc dziwnego, że na przestrzeni wieków tężec był częstym powikłaniem ran wśród rolników czy pracowników leśnych. Nierzadko wikłał także rany wojenne. Rana bojowa jest przecież niemal zawsze brudna. Z penetrującą ciało ludzkie kulą, odłamkiem czy bagnetem do jej wnętrza dostać się mogą elementy umundurowania i wyposażenia, brud ze skóry, ziemia. Im rana głębsza, im więcej uszkodzonych i martwiczych tkanek, tym ryzyko rozwoju tężca większe.
Do końca XIX wieku medycyna była całkowicie bezradna. Nowy rozdział walki z tężcem otwarły dopiero prace niemieckiego bakteriologa Emila Adolfa von Behringa oraz japońskiego lekarza Shibasaburo Kitasato, których efektem było opracowanie w 1890 roku surowicy przeciwtężcowej. W 1901 roku Von Behring, którego dziś uważa się za ojca serologii, za swoje osiągnięcia – przede wszystkim za opracowanie surowicy przeciwbłoniczej – został pierwszym laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, okazją do przetestowania na masową skalę skuteczności surowicy przeciwtężcowej był wybuch I wojny światowej. Dane mówią same za siebie. Statystyki płynące z brytyjskich szpitali wskazują, że o ile w 1914 roku objawy tężca obserwowano z częstością ponad 30/1000 hospitalizowanych rannych żołnierzy, to w 1916 roku wskaźnik ten spadł do około 3/1000. Ale trzy przypadki tężca na tysiąc rannych żołnierzy to i tak dużo! Tężec nadal był problemem powszechnym.
Ostatecznie szala zwycięstwa przechyliła się na stronę lekarzy dopiero wraz z opracowaniem szczepionki (anatoksyny) przeciwtężcowej. Bodaj pierwszą armią, która wprowadziła szczepienia swoich żołnierzy była Armia Francuska. Był to rok 1936. Śladem tym poszła British Army, gdzie szczepić zaczęto w 1938 roku. Gdy okazało się, że u żadnego rannego żołnierza Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego walczącego we Flandrii i Francji wiosną 1940 roku, który wcześniej byłby zaszczepiony nie rozwinął się tężec (ogólną wyszczepialność szacowano wtedy na 80%), szczepienia stały się obowiązkowe. Każdy rekrut Armii Brytyjskiej otrzymywał pierwszą dawkę szczepionki w momencie wcielenia do wojska. Drugą dawkę podawano po sześciu tygodniach, kolejną po sześciu-dwunastu miesiącach. Dawki przypominające stosowano co rok.

Każde szczepienie, któremu poddawany był żołnierz musiało być odnotowane w Soldier's Service Book. "Tetenus Toxoid" - szczepionka przeciwtężcowa.
Niestety do wybuchu wojny w Wojsku Polskim nie wprowadzono programu szczepień przeciwtężcowych. Był to jeden z powodów, obok wyczerpujących się zapasów surowicy przeciwtężcowej, licznych zachorowań i zgonów z powodu tężca wśród polskich żołnierzy podczas kampanii wrześniowej roku 1939. W niektórych przypadkach, chociażby podczas walk nad Bzurą, zachorowania przybierały postać wręcz epidemiczną. Tężec był też powodem śmierci przynajmniej sześciu spośród 118 zmarłych żołnierzy leczonych w Szpitalu Wojennym Nr 604 we Lwowie.  
W powstałych u boku Brytyjczyków Polskich Siłach Zbrojnych stosowano schemat profilaktyki przeciwtężcowej obowiązujący w Armii Brytyjskiej. Oprócz szczepień, czyli profilaktyki pierwotnej, stosowano profilaktykę wtórną tj. po zranieniu. Każdy ranny żołnierz, który wcześniej przynajmniej dwukrotnie był zaszczepiony na batalionowym punkcie opatrunkowym otrzymywał od lekarza zastrzyk z trzema tysiącami jednostek międzynarodowych surowicy przeciwtężcowej. Gdy żołnierz nie był wcześniej szczepiony surowicę podawano przynajmniej trzy razy w odstępach tygodnia. Nieco inny schemat postępowania obowiązywał w Armii Kanadyjskiej oraz Armii Stanów Zjednoczonych. Tam ranny w ramach profilaktyki wtórnej nie otrzymywał surowicy lecz kolejną dawkę szczepionki przeciwtężcowej. Surowica była zarezerwowana dla pacjentów wcześniej niezaszczepionych lub u których rozpoznano objawy rozwijającego się tężca.

Schemat profilaktyki przeciwtężcowej stosowany podczas II wojny światowej w Armii Brytyjskiej,
W okresie II wojny światowej dzięki powszechnym szczepieniom oraz stosowaniu surowicy problem tężca w regularnych jednostkach armii aliantów zachodnich został niemal całkowicie wyeliminowany. Dowodem jest to, że w okresie od 7 grudnia 1941 roku do 1 stycznia 1946 roku w Armii Stanów Zjednoczonych odnotowano jedynie 12 przypadków tężca, przy czym tylko w jednym wypadku był on powikłaniem rany bojowej.     
Brytyjska szczepionka przeciwtężcowa 1943 r. Źródło: sciencemuseum.org.uk

wtorek, 31 maja 2016

Najdzielniejszy człowiek w RAF, który nigdy nie wzbił się w powietrze

W czasie wojny Sekcja Jednostek Pływających Oddziału Morskiego Królewskich Sił Powietrznych (Marine Craft Section, Royal Air Force Marine Branch) uratowała około osiem tysięcy lotników. W rozrzuconych na południowym wybrzeżu Wysp Brytyjskich bazach dyżury pełniły załogi małych, szybkich łodzi motorowych gotowych, by na sygnał ruszyć do akcji poszukiwawczo-ratowniczej. Szacunki wskazują jednak, że pomimo ich olbrzymiego wysiłku tylko jeden na pięciu lotników, którzy na spadochronie opuścili uszkodzoną maszynę i lądowali w morzu, miał szansę na powrót do macierzystego dywizjonu. Rany odniesione w powietrzu, oparzenia, hipotermia, utonięcie. Powodów było wiele. Niejednokrotnie lotnicy oczekiwali w wodzie po prostu zbyt długo. Nie wszystko działało tak, jak powinno. Kulał system powiadamiania, łączności i koordynacji działań. Ale było jeszcze coś. Zwrócono uwagę, że w wielu wypadkach, gdy odnajdywano jedynie zwłoki unoszące się na powierzchni morza, ich głowy zanurzone były pod lustrem wody. Okazało się, że kamizelki wykorzystywane przez RAF nie gwarantują bezpieczeństwa w przypadku utraty przytomności.  
Im się udało. Załoga łodzi ratunkowej typu Type Two 63ft HSL podnosi rozbitków z zestrzelonego bombowca Handley Page Halifax. Kanał La Manche,1942 rok. 
Zadanie opracowania nowych modeli kamizelek ratunkowych otrzymał ośrodek badawczy Królewskich Sił Powietrznych w Farnborough. Pojawił się jendak problem. No bo jak przetestować skuteczność nowych patentów? Przytomny człowiek w sposób odruchowy broni się przecież przed tonięciem, a ówczesne manekiny pozostawiały wiele do życzenia. Inżynierom RAF z pomocą przyszedł zespół kliniki anestezjologii w Oksfordzie.
W 1937 roku Europa zyskała pierwszego profesora w dziedzinie anestezjologii. Był nim Nowozelandczyk z pochodzenia Robert Reynolds Macintosh, postać nietuzinkowa i charyzmatyczna. Zorganizowana przez niego klinika była pierwszym akademickim ośrodkiem anestezjologii na Starym Kontynencie. Oprócz codziennej pracy klinicznej polegającej na znieczulaniu pacjentów do zabiegów, zespół Macintosha prowadził badania naukowe oraz szkolił przyszłych anestezjologów. A warto powiedzieć, że chodź przywykliśmy do dominacji Stanów Zjednoczonych w wielu dziedzinach nauki, to w tamtym czasie w działce anestezjologii właśnie Wielka Brytania wiodła prym na świecie. Po wybuchu wojny Nuffield Department of Anaesthetics stał się jednym z głównych ośrodków kształcących anestezjologów dla armii aliantów zachodnich. Działania wojenne wpłynęły także na zintensyfikowanie badań naukowych prowadzonych przez zespół Macintosha. Część z nich prowadzona była razem z naukowcami z Royal Air Force. Zresztą związki Macintosha z lotnictwem sięgały wielu lat wstecz. W czasach Wielkiej Wojny jako młody pilot (jeszcze nie lekarz) służył w Royal Flying Corsps. Gdy jego maszyna została zestrzelona nad Francją w 1917 roku trafił do obozu jenieckiego. Nie byłby sobą, gdyby nie spróbował nawiać zza obozowych drutów. Gdy pojawiła się więc potrzeba wprowadzenia nadzoru specjalistycznego w dziedzinie anestezjologii w RAF, wybór mógł być tylko jeden. Prof. Macintosh w okresie II wojny światowej pełnił funkcję konsultanta anestezjologii w Królewskich Siłach Powietrznych i Królewskiej Marynarce Wojennej.
Prof. Robert Reynolds Macintosh (po lewej) i jego asystent dr Edgar Pask.
                Nie było rady, kamizelki trzeba było przetestować na żywych, ale nieprzytomnych ludziach. A nikt nie zna się lepiej od anestezjologów na „unieprzytamnianiu przy jednoczesnym niezabijaniu". Ochotnik był znieczulany, do jego tchawicy wprowadzano rurkę intubacyjną, a następnie przy pomocy długich rur prowadzono sztuczne oddychanie. Szaleńcem, który zgodził się, aby to na nim prowadzić testy był asystent prof. Macintosha dr Edgar Pask. Badanie prowadzone w specjalnym basenie w Farnborough było fotografowane i filmowane.  
                Pomoc w opracowaniu nowych kamizelek nie była jedynym zajęciem anestezjologów w ośrodku badawczym RAFu. Uczestniczyli oni także w eksperymentach dotyczących możliwości przeżycia załóg lotniczych wykonujących ratowniczy skok ze spadochronem na dużych wysokościach, a także prowadzili badania nad hipotermią rozwijającą się u lotników przebywających w zimnej wodzie.   
Testy nowych kamizelek ratunkowych dla Królewskich Sił Powietrznych. Modelem jest dr Edgar Pask. Zdjęcia wykonano w centrum badawczym RAF w Farnborough. 

Trudno określić ilu pilotom, strzelcom pokładowym, nawigatorom czy bombardierom badania te uratowały życie. Ale jedno jest pewne - skonstruowanie nowych kamizelek utrzymujących głowę nieprzytomnego lotnika powyżej lustra wody nie byłoby możliwe gdyby nie dzielny dr Pask i jego koledzy z oksfordzkiej kliniki anestezjologii, którzy bezpiecznie przeprowadzili go przez testy.
Ktoś kiedyś napisał, że dr Pask „był najdzielniejszym człowiekiem w RAF, który nigdy nie leciał samolotem”. Dowód na to znaleźć dziś możemy na tym archiwalnym filmie pochodzącym z 1943 roku: https://vimeo.com/103762675

Edgar Pask po wojnie został profesorem anestezjologii w Newcastle. Zmarł w roku 1966 w wieku 56 lat.